W styczniu 2020 roku odeszłam, po niemal 40 latach pracy zawodowej, na wymarzoną emeryturę, która zawsze kojarzyła mi się z wiecznymi wakacjami, czasem wolnym, luzem i niczym niezmąconą lekkością bytu. Przede wszystkim na emeryturze mogę wyjeżdżać kiedy chcę i ile chcę. Nie ogranicza mnie w tym praca, która była poważną przeszkodą w realizacji moich planów wyjazdowych. Nareszcie jestem częstym gościem w rodzinnym, ukochanym Wrocławiu, który z moich wczesnodziecięcych oraz młodzieńczych wspomnień zmienił się nie do poznania. Przez całe życie odwiedzałam moje rodzinne miasto, nie było roku, abym się tam nie wybrała. Ale teraz robię to bardzo często i jestem we Wrocławiu kilka ładnych razy do roku.
 |
Rynek, nowoczesna fontanna na tle
starych kamienic - fantastyczny widok! |
 |
Katedra Św. Jana Chrzciciela na Ostrowie Tumskim |
 |
XIV - wieczny Ratusz - wizytówka miasta
|
We Wrocławiu mam dużą, bardzo bliską, rodzinę. Najczęściej, gdy jadę sama, zatrzymuję się u moich ukochanych Seniorów. Natomiast, gdy jadę z innymi członkami rodziny, w grę wchodzi hotel. Ostatni, kwietniowy pobyt z kuzynką Małgosią spędziłyśmy w legendarnym hotelu Polonia, znajdującym się przy głównej arterii Piłsudskiego. Hotel lata świetności ma już dawno za sobą. Wybudowany w 1911 r. w stylu pałacu barokowego, brylował w przedwojennym niemieckim Wrocławiu. Było to miejsce luksusowe i prestiżowe, w którym zatrzymywali się znamienici goście z Europy i świata. Hotel nosił nazwę Vier Jahreszeitten: Cztery pory roku. Tu znajdowała się wyjątkowa, dwupiętrowa sala balowa, z lożami i drewnianym kasetonowym stropem, w której wyprawiano eleganckie i wykwintne przyjęcia. Były też restauracje, kawiarnie, sala bilardowa i pomieszczenia klubowe urządzone w stylu angielskim. Dlatego szybko stał się miejscem elitarnych spotkań, np. literatów czy znaczących ludzi w życiu politycznym i społecznym.
 |
Przedwojenna restauracja hotelu Polonia - zdjęcie z internetu |
 |
Przedwojenny Wrocław, hotel Polonia - zdjęcie z internetu
|
 |
Współczesny hotel Polonia - zdjęcie z internetu |
 |
Współczesna restauracja hotelowa - Galicyjska - zdjęcie z internetu |
 |
Z wielką lubością i sentymentem jadłam w tej restauracji |
W czasie II wojnie światowej hotel prawie nie ucierpiał, choć 90% Wrocławia było zrównane z ziemią. Niemcy bronili się tu najdłużej i najkrwawiej… Po wojnie hotel szybko wznowił działalność pod nową nazwą Polonia. W roku 1961 powstał słynny, w stylu czeskim, bar Tempo, gdzie jadło się tanio, szybko, na stojąco. Pamiętam doskonale to miejsce lat 60./70. ubiegłego stulecia. Do dzisiaj, gdy wchodzę do jakiegoś baru, czuję zapach wrocławskiego kultowego gastronomicznego miejsca. Z wielkim sentymentem i nostalgią tęsknię za tamtym młodzieńczym czasem, uruchamiając zmysły i rolkę pamięci, aby z jej czeluści wydobyć atmosferę szalonych studenckich lat, pełnych intensywnego życia kulturalnego, artystycznego, towarzyskiego i zabawowego.
 |
Słynny bar Tempo - miejsce kultowe lat 60. i 70. XX w. - zdjęcie z internetu |
Wtedy królowały dyskoteki - słynna dyskoteka studencka w Pałacyku, gdzie bawiła się wiara uniwersytecka, dyskoteki w akademikach Politechniki Wrocławskiej, dyskoteki u medyków… Oj działo się, działo… Ale czasami balowaliśmy właśnie w Polonii, Europejskim czy Grandzie, gdzie rządził półświatek działający na granicy prawa… W restauracjach hotelowych można było jedynie się dostać za pieniądze i po tzw. znajomości. Bramkarze mieli słabość do biednych studenciaków, którzy chcieli się ogrzać w świecie zupełnie im niedostępnego dolara i zachodniej marki, zagranicznych samochodów, drogich zegarków, markowych ciuchów. W oparach dymu papierosów Marlboro i Pall Mall oraz zapachu alkoholu zmieszanego z pewexowskimi perfumami tańczyli cinkciarze i ekskluzywne prostytutki, hochsztaplerzy, oszuści, kombinatorzy, malwersarze, którzy nie wstawali o piątej rano do pracy, nie byli na tzw. etacie, nie żyli od pierwszego do pierwszego. Studenci byli inteligencką ozdobą, kwiatkiem do kożucha. Ale nam to nie przeszkadzało. Chwytaliśmy każdą chwilę, bawiliśmy się, cieszyliśmy się życiem, bo nigdy nie było wiadomo, czy następnym razem zostaniemy wpuszczeni. Zawsze lubiłam ocierać się o świat artystów, co opisałam w tekście „Teatr, teatr, teatr”, ale również o półświatek działający na granicy prawa albo bezprawia. Myślę, że ten świat był dla mnie ciekawy, bo jednak niedostępny. Interesował mnie, ale nigdy nie chciałam do niego należeć. Tak samo jest ze światem mafii…
 |
Kultowy Pałacyk - zdjęcie z internetu |
Nic więc dziwnego, że gdy przechadzam się Piłsudskiego (dawniej Świerczewskiego) i Świdnicką, która prowadzi do Rynku, wracają mgliste obrazy, dźwięki, zapachy, które kształtowały moje ja. Wtapiam się po brzegi mojej duszy w to miasto, aby rzucić się po raz kolejny w wir wspomnień, które przywodzą na myśl płomienne miłości, niezwykle przyjaźnie, znajomości od aktorów do bramkarzy znanych dyskotek, od studentów humanistów, z którymi godzinami rozmawiałam o literaturze francuskiej czy latynoamerykańskiej, będącej wtedy bardzo modną. Wszyscy czytali „100 lat samotności” Marqueza czy „Grę w klasy” Cortàzara, do studentów z politechniki, którzy czytali „Stąd do wieczności” Jonesa czy wojenne bestselery: „Psy wojny” Forsytha, „Most na rzece Kwai” Boulle’a. A ja zakochana w Marcelu Prouście i jego arcydziele w „Poszukiwaniu straconego czasu” snułam filozoficzne rozważania z Moniką i Marylą o sensie istnienia, o sensie życia. Wszyscy oglądaliśmy filmy moralnego niepokoju, które przeżywaliśmy, o których dyskutowaliśmy, konstatowaliśmy w tej siermiężnej szaro-burej komunie, która nas mierziła i na którą nie było naszej zgody. To były bardzo intensywne czasy, bardzo aktywne, bardzo kreatywne. To one miały ogromny wpływ na kształtowanie się mojej osobowości, mojego światopoglądu, hierarchii wartości.
 |
Ulica Świdnicka - zaraz Rynek i Płac Solny |
 |
Legendarne kwiaciarki na Placu Solnym |
 |
Romantyczny zachód słońca na Placu Solnym |
 |
Moja ukochana kamieniczka na Rynku Jaś i Małgosia, przytulona do Kościoła Garnizonowego Św. Elżbiety
|
 |
Wrocławskie widoki jak z obrazów dawnych mistrzów |
 |
Wrocław widziany znad kanałów |
 |
Słynne arkady na Świdnickiej |
Tak wspominając dawne czasy, ulicą Świdnicką dotarłam do Rynku w towarzystwie tłumnie ciągnących tam ludzi, zarówno mieszkańców, jak i turystów, mówiących tysiącem języków, z których wyróżniały się trzy: angielski, niemiecki, ukraiński. Przywitał mnie średniowieczny Ratusz - symbol wielkości i zamożności miasta, które swą bogatą historię zaczyna w roku 1000 n.e. Tygiel kulturowy polsko-czesko-niemiecki uczynił zeń miejsce europejskie, szczególne pod względem architektury i kultury w najlepszym słowa tego znaczeniu. Spoglądam w stronę Placu Solnego, nad którym barwnie i poetycko zachodzi słońce, oświetlając kolorowe kamienice, które toną w grze pomarańczowego światła. Zachwycona, fotografuję ten fenomen zjawisk przyrody, dając upust rozkoszy zmysłowej i emocjonalnej. Wokół mnie mnóstwo ludzi: jedni siedzią w kawiarnianych ogródkach, inni spacerują, jeszcze inni otaczają kręgiem połykacza ognia, który daje show z ogniem w roli głównej. Rozlegają się brawa, okrzyki aprobaty. Dalej stoi nieruchomo mim na szczudłach. Dopiero brzęk pieniędzy wrzuconych do puszki powoduje jego ruchową aktywność. Najbardziej cieszą się dzieci. Nad tłumem brylują aniołowie z potężnymi skrzydłami, robiąc gigantyczne bańki mydlane. Słychać jazzującego saksofonistę, dalej barda, który śpiewa rockowe utwory lat 80. ubiegłego stulecia, po drugiej stronie Ratusza unoszą się nuty francuskiego akordeonisty. Jest ciekawie, barwnie, radośnie. Docieram do Pijanej Wiśni.


 |
W Pijanej Wiśni jest The Best |
Likier wiśniowy smakuje obłędnie, a procenty robią swoje. Och! Jak cudownie jest się zanurzyć po brzegi w atmosferze rozedrganego miasta na wskroś europejskiego z zachodnim sznytem. Och! Jak cudownie jest wtopić się w weekendowy tłum - tu dziewczyna z kolczykiem w nosie pilnuje mi miejsca na ławce przed Pijaną Wiśnią, tu ktoś stuka się kieliszkiem, tu ktoś zagaduje, niestety po angielsku, tu ktoś się uśmiecha. W powietrzu unosi się gwar, śmiech, a wszystko na wypasionym luzaku… Nie czuję się przez chwilę samotna, potrafię w minutę do kogoś zagadać, do kogoś się uśmiechnąć, wtrącić się do rozmowy, która mnie interesuje… Po raz kolejny własne towarzystwo zdało egzamin na szóstkę. Wracam do hotelu pełna sentymentalnych wspomnień, teraźniejszych obserwacji, zmysłowych doświadczeń i niezwykłości błogostanu, który od jakiegoś czasu jest moim wielkim pragnieniem…. Myślę: jutro przyjeżdża Małgosia. Rzucam się zmęczona na łóżko i zasypiam jak dziecko. To był piękny dzień.
 |
Ulica Świdnicka sfotografowana z zewnętrznego balkonu kolumnowego w Operze Wrocławskiej. Na pierwszym planie słynny Monopol |
 |
Opera Wrocławska z balkonem kolumnowym, gdzie można w czasie antraktu przewietrzyć emocje i zmysły |
9 czerwca 2023 - zrobiłam sobie dzień z moich marzeń. Byłam na randce z Mozartem w Operze Wrocławskiej. Wybrałam się na „Wesele Figara”, wystrojona jak na wesele przystało…Hahahaaaaa… To bardzo sentymentalne spotkanie z Wrocławiem, teatrem, Mozartem i właśnie operą „Wesele Figara”. Sam budynek Opery Wrocławskiej wewnątrz przypomina wykwintną bombonierkę. Od wejścia czuje się powiew kultury wysokiej i piękna w czystej postaci. Uwielbiam takie wnętrza, zanurzam się w nie po brzegi sensualnej percepcji świata. Otulam się muzyką Mozarta i uczestniczę w spektaklu całą sobą. To są przeżycia z cyklu niezapomnianych, Jestem
 |
Bombonierkowe wnętrza |
 |
Wesele Figara, więc wystroiłam się jak na wesele…. |
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEkscytujący zbiór wrocławskich historii i przeżyć napisany przez najukochańszą babcię na świecie, polecam
OdpowiedzUsuńJoasia - autorka
UsuńDziękuję pięknie Adasiu💕Ten blog piszę dla Ciebie tównież albo przede wszystkim💕Chcę pozostawić po sobie teksty, w których wyrażam siebie dla Ciebie💕💕💕
Tak jakbym stąpał obok autorki , opuszkami palców dotykał jej niesamowicie barwnej opowiesci zanurzając się w bezkresie dobrostanu swoich własnych myśli . Autorka niczym wytrawny przewodnik , celowo nawiązuje do przeszłości, powodując jeszcze gwałtowniejsze pragnienia - pragnienia być tu i teraz ale i cofając się w czasie, by móc kosztować także minionych doznań, całkowicie jakby z innej epoki.
OdpowiedzUsuńPiotr Nosarzewski
Joasia - autorka
UsuńPiękne dzięki Piotrusiu💕To jest tak literacka recenzja, że będzie żyła razem z tekstem przez kolejne miesiące i lata💅👍💅Twoje słowa konweniują z moimi, więc tworzą całość💅💅💅