III Włoskie klimaty… Od jeziora Como po wyspę Capri… Słodko - gorzki Mediolan…

 Część III - Podróż na spontanie… Słodko - gorzki Mediolan…

Katedra Narodzin Św. Marii,  
spektakularny widok z Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Panorama Mediolanu - znalezione w internecie

    Rok 2021 przynosi w mojej rodzinie mnóstwo problemów zdrowotnych, zawodowych, rodzinnych: od poważnych chorób, przez szpitale, operacje do zawirowań w sferze pracy, której poszukiwanie spędza sen z powiek. Ponieważ jestem najsilniejszym ogniwem mojej najbliższej rodziny, dwoję się i troję, żeby wszystkiemu zaradzić, znaleźć rozwiązania, wspierać, roztoczyć opiekę nad seniorami i innymi członkami rodziny, którzy potrzebują pomocy. Wszystko jest bardzo trudne, daje się we znaki, spada mi forma, szczególnie psychiczna. Swoje robi pandemia,😫 która nie odpuszcza.😫Wciąż nie można podróżować, gdzie się chce i czym się chce. Dużo płaczę, mam kłopoty ze snem, przez stres i frustracje kręgosłup odmawia posłuszeństwa. Wprawdzie nie poddaję się i z uporem maniaka realizuję plany na rok 2021, ale wszystko jest jakby wyrwane na siłę od życia. Jest mi trudno i smutno. Wkładam mnóstwo energii, aby budować pozytywne myślenie i pozytywny nastrój. Nic nie zapowiadało tak niepomyślnego roku 2021 dla naszej rodziny, dlatego Nowy Rok, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu, witamy z entuzjazmem, o czym świadczy choćby Sylwester 2020/2021. Bawimy się wspaniale na domówce. Nastroje szampańskie! Jeden z najweselszych Sylwestrów, choć z moim Wnukiem, każdy jest zabawny.



Szampańskie nastroje

    Niestety, gdzieś od lutego 2021 problem goni problem, zmartwienie goni zmartwienie, a ja mam jedną głowę, jeden układ nerwowy i jeden schorowany kręgosłup. Mimo tego nie poddaję się, walczę, załatwiam, rozwiązuję, zapobiegam, pomagam, wspieram… Ale również nie zapominam o sobie, bo nie chcę się poddać nieprzyjaznemu losowi. Nie, po prostu nie. Więc wakacje spędzam w Baden - Baden, dzięki czemu zwiedzam niemiecki Stuttgart i Esslingen oraz francuski Strassburg, o czym pisałam na blogu. Oprócz tego uroczy i zdrowotny tydzień z Wnukiem w Uniejowie. W Ciechocinku ląduję z Dominiką i Adasiem, aby ukoić skołatane nerwy i zadbać o siebie. Spędzamy tam leniwie czas, snując się między tężniami a Parkiem Zdrojowym. Nagle telefon od mojej przyjaciółki Hanki: znalazłam na wrzesień tanie bilety lotnicze  do Mediolanu. Może polecimy?  Zaniemówiłam… Tysiąc myśli w głowie przelatuje jak film w przyspieszonym tempie. Burza mózgu… Wszystkie za i przeciw… Dobrze jedziemy - odpowiadam… I stało się! Nie lubię takich spontanów, ale tym razem uległam, bo wiem, że nie traci się takich okazji. Powtarzam za naszą Noblistką - „ Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”. Dopiero za kilka godzin rozum dochodzi do głosu. Przecież na kolejny wakacyjny wyjazd trzeba mieć pieniądze. Tak bywało już kilka razy, że o pieniądze martwiłam się na końcu. Zawsze przecież mogę naruszyć żelazne oszczędności… Żyje się tu i teraz… I sprawa zakończona. Nie zostało mi dużo czasu na takie wyjazdy. Metryki i zdrowia się nie da oszukać. Znam wielu seniorów, którzy nie jeżdżą nawet do sanatoriów, bo nie mają ani siły, ani zdrowia. A ponadto przewietrzę głowę, zajmę czym innym myśli niż tylko problemami, kłopotami, zmartwieniami, zwiedzę przepiękny Mediolan. Dobrze zrobiłam, że po raz kolejny skorzystałam z propozycji spontanicznego wyjazdu. 

Lecimy do Bergamo - Włochy


   Takie widoki z okna samolotu

     Dwa dni przed wrześniową podróżą oddaję moją Mamę na długoterminowy pobyt w szpitalu. Nie spodziewałam się tego… Jest mi niewymownie przykro i smutno. Serce rozpadło się na milion kawałków, oczy mokre od łez, szaro-bury świat mnie przeraża. Są obostrzenia pandemiczne, więc nie ma odwiedzin w szpitalu, przynajmniej teraz, kiedy Mama zaczyna pobyt. Jestem zdruzgotana, żyć mi się nie chce. Wprawdzie nie będzie mnie cztery dni, więc logistycznie mogę lecieć, ale moja forma psychiczna i fizyczna jest pod zdechłym psem. Dzwonię do mojej Przyjaciółki, z drżeniem w głosie mówię jej o zaistniałej sytuacji i uprzedzam o mojej fatalnej formie.

Panorama Mediolanu z tarasu Katedry Narodzin Św. Marii

     Pakuję się z przysłowiową kluską w gardle. Nie mam nastroju. Nie mam uśmiechu ani na twarzy, ani w sercu. Natręctwo myśli jest tak wielkie, że w głowie mam kompletny zamęt. Wszystko spadło na Hanię - cała organizacja, całe zwiedzanie. Wiem, że jest jej trudno, wiem, że mi jest trudno. Ale staram się, jak mogę, aby dać radę w tej podróży.

Plac Katedralny

W drodze na Plac Katedralny
     
Włoskie jedzonka - prima sort

Jest bardzo klimatycznie i muzycznie

Uliczny saksofonista dodaje smaczku do fantastycznie
spędzanego czasu w pobliskiej kafejce

  Nawet moje ukochane Lotnisko im. Fryderyka Chopina nie robi na mnie takiego wrażenia, jak zawsze. Właściwie jest mi bardzo, bardzo źle… Nie chodzi tylko o Mamę, ale o innych członków rodziny, którzy borykają się z przeróżnymi problemami. Rozmowa z Hanią trochę mnie wydobywa z czeluści smutku. Przyjaciółka twierdzi, że bardzo dobrze zrobi mi ta podróż, że wrócę silniejsza i bardziej skłonna do radzenia sobie z rzeczywistością, że reset jest mi potrzebny. 

Panorama Mediolanu z tarasu 
Katedry Narodzin Św. Marii

Pomnik Leonarda da Vinci 

Słynna Ostatnia Wieczerza Leonarda da Vinci, fresk znajduje się w refektarzu Klasztoru Dominikanów w Mediolanie

   Lądujemy w Bergamo, stąd autobusem do Mediolanu, w Mediolanie metrem do dzielnicy, gdzie mamy wynajęte malusieńkie mieszkanko w kamienicy. Idziemy z mapą, szukając ulicy naszego zakwaterowania. Kilka razy gubimy się mimo włączonej mapy. Zapada zmierzch, rozpoczyna się ciepły wrześniowy wieczór. Śródmieście  Mediolanu zapełnia się ludźmi, którzy zaczynają życie kulturalno-towarzyskie. Przechodzimy tuż obok knajpek, restauracji, młodzieżowych barów, gdzie Mediolańczycy i turyści z całego świata, relaksują się w towarzyskich konstelacjach. Mijamy piękne kobiety, wysokie, szczupłe, ubrane wizytowo, powiedziałabym szałowo, ale niezwykle elegancko. Idą do La Scali, która z zewnątrz nie robi spektakularnego wrażenia. Ale jej światowa sława robi swoje… Już czuje się czadowo… 

Słynna La Scala - teatr, opera

  

    Niestety, ciągle nie możemy znaleźć adresu naszego zamieszkania. Od godziny z bagażem kręcimy się w kółko, idę za Hanią jak ciele za matką, jestem bardzo zmęczona. Jest godzina 23. 00, a my podróżujemy od 12.00. Już dawno powinnyśmy leżeć w łóżkach i odpoczywać. Jesteśmy coraz bardziej zaniepokojone, bo gospodarz będzie na nas czekać do 24.00, później nie dostaniemy się do mieszkanka. W dodatku musiałyśmy dopłacić 30 euro, bo zameldowanie w cenie jest do 21.00. Hania zna angielski, więc pyta napotkanych ludzi, których mnóstwo kręci się po śródmiejskich ulicach, tonących w kolorowych światłach. Jestem tak zmęczona, że już nic nie widzę… Marzę o prysznicu i o łóżku. Mam wrażenie, że stopy za chwilę mi odpadną. 23.50 docieramy do naszej miejscówki, gospodarz zbiera się do domu. Zdążyłyśmy w ostatniej chwili. Uffff… Jestem wykończona, już widzę, że Hania jest w dużo lepszej formie. Aż się boję, co to będzie od następnego dnia, gdy w grę wejdzie zwiedzanie…. Ale teraz o tym nie myślę, padam na łóżko i zasypiam kamiennym snem.

Patio w naszej kamienicy, baśniowy widok z okna

      Budzimy się rano, słońce zagląda do okna, widok czarowny, bajkowy, ale taki niemediolański, choć mnie po prostu urzeka. Pierwszym punktem każdego dnia było włoskie śniadanie, które tak, jak Włosi jemy na  przysłowiowym mieście w cudownych kawiarenkach. Te „bombonierki” oferują prawdziwą włoską kawę, kanapki z szynką prosciutto, mortadelą,  warzywami, serami, oraz słodkie rogaliki. Niebo w gębie! Tego nie da się opisać słowami - to zmysłowe doświadczenia i doznania. Mam świadomość wyjątkowości chwili. Obie patrzymy na siebie, uśmiechamy. Rzeczywiście na chwil kilka zapominam o Polsce, o Płocku, o Łodzi, o Wrocławiu, nawet o Stuttgarcie. Wszystkie moje zmartwienia rozsiane po Polsce i po Niemczech uleciały gdzieś w niebyt. A ja zanurzyłam się w poranny klimat mediolańskiej ulicy.

Sensualne śniadanka w klimacie 
mediolańskiej ulicy


Stały fragment naszych dni w Mediolanie
 - kawusia pachnąca i smaczna

     Chyba pierwszy raz w życiu moja podróż jest naznaczona piętnem niepowodzeń moich i mojej najbliższej rodziny. Bardzo się to odbiło na pobycie w Mediolanie, który dopiero teraz wspominam czarownie, bo jak wiadomo wspomnienia są bez wad… W następnej części o kilometrach, zwiedzaniu arcydzieł ludzkości… Już wkrótce…



Komentarze

Popularne posty