II Włoskie klimaty… Od jeziora Como po wyspę Capri…

 Część II - Prezent urodzinowy… Bolonia

   Rok 2019 to rok szczególny, 9 grudnia kończę 60 lat. Piękna urodzinowa rocznica dojrzałej kobiety, dla której każdy wiek jest dobry, aby realizować siebie, swoje marzenia, plany, cele. Nie mogę się doczekać tego dnia, kiedy otrzymam prawa emerytalne i zakończę bez mała 40-letnią karierę zawodową, a rozpocznę wieczne wakacje… To mi się niezwykle podoba, gdyż od pierwszego dnia pracy myślałam właśnie o emeryturze. Już w roku 2018 moja Córuchna dała mi prezent na tę okrągłą, dostojną rocznicę: zafundowała mi wyjazd do włoskiej Bolonii. To było niesamowite: mama i córcia razem na wielkim gigancie w ukochanej Italii. Nie spodziewałam się takiego prezentu. I nie chodzi tu o pieniądze, ale o pomysł i atencję. Jestem do głębi poruszona, mam również niekłamaną rodzicielską satysfakcję. Możemy się droczyć, ścinać, ostro dyskutować, kłócić, ale ponieważ żyjemy trochę jak włoska rodzina, to w kwestiach fundamentalnych jesteśmy sobie oddani, wspieramy się, pomagamy sobie. Jesteśmy dla siebie oparciem. To mój największy sukces życiowy, który daje mi niesamowitą siłę. Termin ustalamy na wrzesień 2019 r. i powoli zaczyna się realizacja tego cudownego przedsięwzięcia. Jak wiadomo kocham podróże i te małe, i te duże… Jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem, tym bardziej, że całą logistyką zajmuje się Dominika - bilety lotnicze, hotel, itp. Zresztą ona zna perfekt angielski, czego o mnie nie można  powiedzieć, niestety. 

Bolonia - miasto czerwonych dachów, w tle najsłynniejszy symbol Bolonii - dwie wieże: wyższa - wieża Asinelli (90 m wys.), niższa - wieża Garisenda (47 m wys.) - znalezione w internecie

Piazza Maggiore: na pierwszym planie
Bazylika San Petronio - znalezione w internecie

     Byłam we Włoszech kilka razy, ale w Bolonii nie… Marzenia jednak się spełniły i tym razem, ponieważ od lat marzyłam o Bibliotece Uniwersyteckiej, której zbiory sięgają XII wieku. Kocham zwiedzać biblioteki, kocham książkę jako przedmiot, który jest mi potrzebny do życia jak powietrze. Ale Bolonia to również miasto z długą i ciekawą historią, romańską, gotycką i renesansową architekturą, zabytkowymi miejscami, które koniecznie trzeba zobaczyć. To miasto wąskich uliczek, pięknych kościołów, ale przede wszystkim tej niezwykłej, magicznej atmosfery  gwaru tysiąca języków tłumu, różnokolorowych nacji, falującego w ciasnych uliczkach, rozchodzących się od Piazza Maggiore w różne strony świata. To miasto włoskiej muzyki na żywo, rozbrzmiewającej pod arkadami i podcieniami, z których słynie Bolonia, w niczym nieprzypominająca południowych Włoch, nawet jeżeli chodzi o fizjonomię ludzi. Zwiedzanie Bolonii jest bardzo przyjemne, gdyż nie ma tam aż tylu turystów, co na przykład we Florencji, w której traci się poczucie niezależności i odrębności jednostki, gdyż gros zwiedzania to falowanie w tłumie. W Bolonii jest bardziej włosko, mniej komercyjnie, a czasami nawet kameralnie. Bolonia ma przydomek: la dotta - uczona, la grossa - tłusta kuchnia, la rossa - czerwone dachy. Jest bezsprzecznie kulinarną stolicą kraju, czego wielokrotnie doświadczyłyśmy, jedząc i pijąc tyle sensualnie, co emocjonalnie. Stało się to za sprawą słynnej lassagne  i spaghetti de bolognese.  Miasto od wieków bardzo bogate: tu swoje siedziby mają słynne firmy motoryzacyjne: Lamborgini i Macerati - samochody, Ducati - motocykle, Malagut - skutery, których we Włoszech są setki tysięcy, bo to ulubiony środek transportowy Włochów. 

W każdej uliczce skutery rządzą

  To bogactwo wizualizuję wszędzie, a szczególnie w uliczkach kupieckich, gdzie jeden przy drugim, sklepiki z regionalną żywnością z ogródkami, w których może zjeść, oferują nieprzebrane ilości serów, słynnych wędlin, jak mortadela czy szynka prosciutto, oliwek, karczochów, wreszcie pomidorów czy papryk w różnych konstelacjach, a wszystko okraszone oliwą z oliwek, która spływa leniwie po kolorowych i pachnących warzywach. Z tych produktów robi się jedzenie zwane antipasti, czyli smakowite przystawki, które rozrastają się do dań głównych. 
Antipasti często zastępuje danie główne 

Sklepiki regionalne uginają się
od włoskich produktów - sery

Na sam widok ślinka leci - antipasti

Suflet wytrawny z warzywami sezonowymi
w białym sosie z włoską wędliną i ciepłym chlebkiem

Dominika wybrała deskę włoskich regionalnych
wędlin i serów - wszystko świeże, pachnące

Szynki w regionalnych sklepikach

Uwielbiamy włoską wędlinę

    Bogactwo wizualizuję również w zadbanym mieście,  czystym, schludnym, gdzie wszystkie zabytki są imponująco odrestaurowane, nawet w zaułkach i zakamarkach panuje trochę austriacko-niemiecki porządek, choć we włoskim wydaniu. Bardzo mi się to podoba, bo niestety południowe Włochy, od Rzymu w dół są jednak brudne, co mi bardzo przeszkadza.


Snujemy się po bolońskich uliczkach Starego Miasta, sensualnie dotykając z pietyzmem włoskiego kolorytu

Dominika budzi ogólne zainteresowanie,
gdyż Włosi uwielbiają zgrabne blondynki
o pełnych kształtach

Wąskie, ciasne uliczki
z imponującymi, wysokimi kamienicami stwarzają czarowne miejsca gry słonecznego
światła, które tworzy niezapomniane impresje


Jedna z uliczek w dzielnicy kupieckiej, 
gdzie znajdują się sklepy, sklepiki, stragany,
 kramiki z regionalnymi produktami
Dzielnica kupiecka - oszałamia

Uwielbiam takie miejsca

      Do samolotu w Modlinie wsiadałam z bólem kręgosłupa tak przejmującym, że nawet ketonal nie spowodował oczekiwanej ulgi… A ponieważ nie było rękawa tylko schody, wydawało mi się, że będę musiała zostać w Polsce, gdyż nie mogłam podnieść w żaden sposób nogi do góry, aby pokonać kolejną przeszkodę. Córuchna mi pomagała z całych sił, pasażer za mną widząc, co się dzieje, pomógł wnieść walizkę. W końcu dotarłam na swoje miejsce… Wielkie szczęście… Lecimy, a jak wiadomo uwielbiam latać, nawet na tak krótkich trasach. Zapominam o dyskomforcie, bólu, chorym kręgosłupie, przymykam powieki i w pół śnie zatapiam się we wspomnienia z Italii, przygody, śmieszne sytuacje, ale też romantyczne przeżycia w scenerii piękna przyrody i architektury. Takie preludium do wycieczki wydaje się być dla mnie naturalną grą wstępną w romansie z Bolonią, którego główną częścią jest taniec lekki i zwiewny wśród niezwykłości tego miasta. Eskalują emocje, szybciej bije serce, zmysły, w blokach startowych, czekają na lądowanie. Wiem, że będzie magicznie, historycznie, romantycznie… Za to kocham podróże. Życie w trójwymiarowym świecie mnie po prostu ekscytuje.

Córusia i Mamusia na Piazza Maggiore
za nami Ratusz, w którym obecnie urzędują
władze miejskie - flaga włoska i UE nie pozostawia wątpliwości, gdzie jesteśmy

     Bolonia wita nas wrześniowym słońcem, które na południu Europy zwiastuje jeszcze letnią pogodę, choć już nie upalną. Jedziemy do hoteliku w starej kamienicy, tuż przy Piazza Maggiore (najważniejszym placu w Bolonii, a na pewno jej historycznej części). W środku czysto, schludnie, ale przede wszystkim klimatycznie. Okna naszego pokoju wychodzą na dość wąską uliczkę, a po jej drugiej stronie na zabytkowe budynki, które przypominają, gdzie jesteśmy. Bardzo zadowolone, patrzymy sobie w oczy i uśmiechamy się, powtarzając moje ulubione zdanie: żyć, nie umierać… 

Bufet z włoską kolacją na parapecie. 
okna w pokoju z takim widokiem
 - crème de la crème

Nasz bufet na parapecie hotelowego okna
 - antipasti z regionalnych sklepików - pace lizać,
do tego świetne włoskie trunki…

      Rzucamy bagaże, odświeżamy się, przebieramy i ruszamy w tzw. miasto, które od pierwszych chwil  dosłownie nas uwodzi swym czarującym pięknem. Plan na pierwszy dzień to oczywiście słynne dwie wieże - niepodważalny symbol Bolonii: Asinelli (wyższa - 90 m wysokości), Garisenda (niższa - 47 m wysokości). Ciekawostka historyczna jest taka, że Wieża Asinelli powstała na początku XII w., ale klatkę schodową z 498 schodami wybudowano dopiero pod koniec wieku XVII, w 1684 roku. Stoję naprzeciw tych osobliwych zabytków i doświadczam niezwykłych doznań raczej intelektualnych niż zmysłowych, myślę: jestem tu, jestem tu z Dominiką, z własnym dzieckiem, które zafundowało mi tę podróż. To dla mnie ogromna satysfakcja, nawet lekki snobizm… Jestem spełniona i szczęśliwa. I tak stoję, i patrzę na te wieże, które zawsze będą mi się kojarzyły z pierwszymi krokami w Bolonii. Kilka metrów dalej Piazza Nettuno z fontanną i posągiem Neptuna. Koniecznie trzeba zrobić fotki i tu małe spięcie - ja kocham zdjęcia, fotografowanie, uwiecznianie, Dominika niekoniecznie. Na dzień dzisiejszy to diametralnie się zmieniło, ale wtedy był zgrzyt i to pierwszego dnia. Usiadłyśmy w jednej z cudownych kafejek na włoskiej cudownej kawusi i doszłyśmy do porozumienia. Przedstawiłam moje argumenty, Córuchna - swoje i stwierdziłyśmy, że musimy znaleźć złoty środek, bo przecież zdjęcia nie mogą nas poróżnić. Od tej pory nie było tematu… Zawsze uważam, że należy rozmawiać, wtedy jest szansa na porozumienie. Przez cały pobyt był ten jeden zgrzyt, we wszystkich innych kwestiach dogadywałyśmy się w pół słowa, a czasami zupełnie bez słów….


Jedna z urokliwych uliczek

Córusia i Mamusia na Piazza Nettuno
pod posągiem Neptuna hiperbolicznych rozmiarów


Wieża Aschinelli (90 m wys.)
obok niższa - Garisenda (47 m wys.)

     Szczególne miejsce w Bolonii to magiczny Piazza Maggiore - serce miasta, jego główny rynek, symbol potęgi i bogactwa dawnych wieków i czasów współczesnych. Kiedy weszłyśmy na plac pierwsze wrażenie: całości nie można omieść wzrokiem, nie można ogarnąć, nie wiadomo, w którą stronę patrzeć, od czego zacząć… Potężne rozmiary placu onieśmielają, ale jednocześnie budzą niezwykłą wprost ciekawość. Przymykam oczy, biorę głęboki oddech, wsłuchuję się w ten czarowny pomruk miasta, odbijający się od starych murów, które przez wieki tu tkwią, będąc świadkami historii, która dzieje się każdego dnia, każdej nocy, każdej godziny, każdej chwili.  Jesteśmy oczarowane, pięć cm nad ziemią, uśmiechamy się do siebie i chłoniemy atmosferę włoskiego miasta. 


Słynne portyki na Piazza Maggiore

   Na Piazza Maggiore znajdują się najważniejsze budowle historyczne świeckie i kościelne, które otulają płac ze wszystkich stron. W środku znajduje się wolna przestrzeń zalana słońcem od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Bolończycy znaleźli na to sposób, wybudowali kilometry portyków i arkad, dzięki którym można spacerować po Piazza Maggiore w najbardziej upalne dni. 

Bazylika San Petronio - znalezione w internecie

Panorama Bazyliki San Petronio - znalezione w internecie


Fasada Bazyliki San Petronio na Piazza Maggiore



Bazylika San Petronio tonie
w zachodzącym wrześniowym słońcu

   Stajemy naprzeciwko Bazyliki San Petronio - największej i najważniejszej świątyni w mieście. Jej budowę rozpoczęto pod koniec XIV w., niestety nie ukończono budowy, przerwano wobec sprzeciwu papieża, który nie chciał, by rozmiary świątyni przekroczyły wysokość Bazyliki Św. Piotra w Rzymie. Dlatego kościół nie ma na dachu wież, kopuł, tarasów, galeryjek, co czyni bazylikę niezbyt atrakcyjną z zewnątrz. Ale gdy wejdziemy do środka, dech zapiera architektura gotyku w najczystszej postaci. Mimo zwiedzających, w powietrzu między kolumnami unosi się atmosfera ciszy, modlitwy i świętości, gdzieś między niebem a ziemią, między ludzką naturą a boską aurą. Niejednokrotnie pisałam, że zwiedzanie miejsc kultu religijnego, od chrześcijańskich bazylik i katedr, przez buddyjskie świątynie do meczetów jest moją pasją. Właśnie w takich miejscach realizuję swoje transcendentalne potrzeby, które prowadzą mnie do duchowego rozwoju. W Bazylice Św. Petroniusza poczułam duchowe spełnienie z dała od zgiełku świata, który w takich momentach odpływa w czeluści niebytu. 

Sacrum w najczystszej postaci

Wielkość gotyckiej świątyni poraża - znalezione w internecie

Mistyczne doznania w Bazylice San Petronio

     Wychodzimy ze świątyni wyciszone, lekkie, pełne dobrych emocji, a przed nami monumentalna budowla - Palazzo del Podesta z 1200 r. Okazała, średniowieczna, monumentalna siedziba ówczesnego najwyższego urzędnika w mieście - podesta i jego urzędników, w zakresie wymiaru sprawiedliwości. W dawnych wiekach był to „pałac władzy”, natomiast współcześnie odbywają się tu różnorodne wydarzenia kulturalne: od wystaw po koncerty, nie tylko muzyki poważnej.  

Palazzo dell’Podesta

Palazzo dell’Podesta nocą

   Budowle, które otaczają Piazza Maggiore tworzą za pomocą średniowiecznej i renesansowej architektury miejsce szczególne, nazywane Manhattanem średniowiecznej Bolonii. Oczywiście zwiedzamy boloński ratusz (Palazzo Comunale - budynek użyteczności publicznej), który od wieków jest siedzibą władz miejskich. Mieści się w Palazzo d’Accursio. Wybudowany w 1290 roku był symbolem siły i bogactwo władz lokalnych, a także ich rosnącą odrębność od Kościoła. Ratusz ma charakter obronny, o czym świadczą masywne, potężne mury w stylu gotyckim, zwieńczone blankami. Ponad budowlą wyrasta zachwycająca wieża zegarowa - pierwotnie z zegarem słonecznym, z czasem zastąpionym zegarem mechanicznym. Już zewnętrznie Palazzo Comunale jest imponujące i zapiera dech w piersiach, ale w środku zapomniałam o Bożym świecie, choć byłam materialnie jego częścią. Muzeum Archeologiczne, czasowe wystawy, biblioteka, mnóstwo kawiarenek i restauracyjek stworzyły miasto w mieście, które uwodzi swoją historycznością i współczesnością - uwielbiam takie miejsca, w których można się zatracić totalnie. I to właśnie było dla mnie takie miejsce.




Ach! Damą być… Zwiedzamy
wystawę czasową w Ratuszu

Ach! Schody, schody, schody - Ratusz



    Mam tak, że w każdej podróży czekam na to jedno miejsce, które jest celem nadrzędnym. Tym razem był to Boloński Uniwersytet i Uniwersytecka Biblioteka. Tę atrakcję zostawiłyśmy sobie na ostatni dzień całego pobytu. Dla mnie to crème de la crème podróży do Bolonii. Od dziecka wiedziałam, że Uniwersytet w Bolonii to najstarszy uniwersytet na świecie (1088 r.) i od dziecka bardzo mnie to frapowało, bardzo. Nie wspomnę o bibliotece. Dlatego zostawiłyśmy sobie na randkę w tym miejscu dużo czasu, aby bez pośpiechu delektować się Alma Mater. Tu studiowali m.in.: Dante Alighieri, Mikołaj Kopernik, Jan Kochanowski, Wincenty Kadłubek, Francesco Petrarka, Romano Prodi czy Umberto Éco. Niespiesznym krokiem, wśród portyków, zjawiskowych wystaw sklepowych, witryn włoskich knajpek, starych murów zmierzamy do pierwszej siedziby Uniwersytetu - Palazzo D’Archiginnasio, który od 1838 r. pełni rolę Biblioteki komunalnej. Na widok publiczny wystawiono zbiory dzieł filozoficznych, historycznych, kulturalnych. A we mnie odezwała się dusza humanistki, polonistki, bibliotekoznawczyni, wielbicielki historii książek i bibliotek, jako miejsc rozwoju ludzkości. To, co zobaczyłam, poraziło każdy nerw w umyśle i emocjach. Zaznałam szczęścia przez wielkie S, bo to kolejny raz, kiedy spełniam moje marzenia. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi to dane…


Imponująca rycina średniowiecznej Bolonii

Palazzo D’Archiginnasio - pierwsza siedziba Bolońskiego Uniwersytetu do roku 1803
   
 Dziedziniec Palazzo D’Archiginnasio
 ze słynnymi portalami
 
Po ten widok i to zdjęcie jechałam do Bolonii, 
rozkosz umysłowa i wizualizacyjna

Spełnienie sięga zenitu

Wnętrza porażają po prostu

Nie wiem właściwie, co fotografuję,
niby wnętrza, a jednak nogi Dominiki😁

XVII - wieczna Sala Anatomica,
gdzie robiono sekcję zwłok
Kawusia, winko na Piazza Maggiore

Uwielbiam takie eksponaty

     Dużo zwiedziłyśmy, dużo obejrzałyśmy, ale to, co nas pochłonęło bez reszty to życie towarzysko-kulinarne,  które w Bolonii, jak w każdym włoskim mieście, toczy się każdego dnia, każdej nocy, w tysiącu klimatycznych knajpek, kawiarenek, barów, restauracyjek, w których królują regionalne przysmaki i regionalne trunki. Wszystko przedniej jakości, świeże, pachnące, zachęcające do biesiadowania, rozmowy, zabawy, ale przede wszystkim do celebrowania uroków życia. 

Restauracja da Mello i nasz
pierwszy toast za czarującą Bolonię

Flan z grzybów - uwielbiam


Zdrowie Bolonii😁

     W ciągu dnia obowiązkowo włoska kawusia na Piazza Maggiore, często z kieliszkiem Martini Bianco - czułyśmy się jak królowe życia. Wrześniowe słońce jeszcze mocno grzało, ale już nie było upalnie, więc wybierałyśmy jakiś piękny ogródek i raczyłyśmy się atmosferą tego miejsca. Uwielbiałyśmy te babskie pogaduchy, tę fantastyczną nić porozumienia utkaną z pozytywnych emocji i zażyłości matki z córką. I każdego dnia powtarzałyśmy: żyć nie umierać…

Aperol i przystawki do trunku w cenie
- cudowności kulinarne



                                      Żyć nie umierać💕


   Kawusia, winko i fantastyczne nastroje na Piazza Maggiore



     Wieczorami wtapiałyśmy się w tłum koneserów dolce vita i oddawałyśmy się lekkości bytu poprzez modny, lekki i orzeźwiający alkohol północnych Włoch, czyli wszechobecny Aperol, czując się częścią tej społeczności, która umie żyć sensualnie, barwnie, na luzie, czerpać z życia pełnymi garściami i cieszyć się nim, jak dziecko klockami Lego. Włosi nie żyją za karę, nie są cierpiętnikami, nie narzekają, nie mają skrzywionych i zaciętych min, za to mają w sobie szyk, luźną lub sportową elegancję, noszą się modnie, szczególnie ci z północy są ludźmi o pięknej urodzie. 

Prezent na sześćdziesiąte urodziny od Córuchny to jeden z najwspanialszych prezentów, jakie  dostałam w życiu💕💕💕




  

Komentarze

  1. Cieszę się Mamuś że wyjazd spełnił Twoje oczekiwania. Obie jesteśmy fankami Włoch, do tego nasze babskie towarzystwo - żyć nie umierać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasia - autorka
      Dzięki, że jesteś i taka jesteś💕Czekam na jezioro Como, będziemy rządzić😁😁😁

      Usuń
  2. Nie mogę się doczekać emerytury, żeby tak podróżować bez przeszkód. Podróżuję, ale kosztuje mnie to wiele wyrzeczeń. Zapraszam na blog mojepodrozeliterackie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasia - autorka
      Oczywiście, że zajrzę na blog: Literackie podróże📖📚📖To musi być fascynujący blog💅💅💅Pozdrawiam💕💞💕

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty