28 listopada 2022, poniedziałek
Budzi mnie hałas w klatce schodowej - dzieci i dorośli spieszą się, wychodzą do przedszkola, szkoły, pracy. A ja wtulona w cieplutką pościel, delektuję się moją emeryturą, dzięki której mam wolność, o co w życiu mi zawsze chodziło. I ten cudowny stan umysłu: ja nic nie muszę, ja ewentualnie mogę… Dla mnie jest to luksus, który sprawia, że czuję się szczęśliwa. Tak, jak wszyscy mam problemy, kłopoty, czy zmartwienia, bo życie nie oszczędza nikogo. Staram się jednak rozwiązywać problemy, załatwiać sprawy tak, żeby w końcu mieć spokojną głowę. Nauczyłam się nie stresować i nie zamartwiać sprawami, na które nie mam wpływu, co nie znaczy, że stałam się obojętna. Nie, ale zamiast nadmiernej empatii, która mnie „zjadała”, nauczyłam się głębokiego współczucia, które jednak nie bierze na swoje barki ludzkich tragedii, a raczej daje świetne możliwości do działania. To daje piękną przestrzeń do sprawczych aktywności. W ten sposób oszczędzam siebie i pomagam innym.
 |
Muzeum Narodowe w Warszawie - Świątynia Sztuki |
 |
Muzeum Narodowe w Warszawie zdjęcie w obrazie - taka atrakcja😁 |
Emerytura również pozwoliła na realizację marzeń, które miałam w życiu dorosłym odkąd pamiętam. Nie znaczy to, że nie starałam się ich realizować wcześniej, ale przez codzienne zajęcia domowo - pracowe nie było to łatwe, nie zawsze był czas, pieniądze, możliwości, ale zawsze były marzenia o kulturze wysokiej, którą właściwie interesowałam się od dziecka. I teraz mogę sobie w końcu pozwolić, by delektować się życiem kulturalnym najwyższych lotów.
 |
Muzeum Narodowe w Warszawie - znalezione w internecie |
 |
160 lat MN - piękny gest wobec walczącej Ukrainy |
Do tych refleksji nakłoniła mnie wczorajsza niedziela, spędzona z moimi Przyjaciółkami Hankami, które są w podobnej sytuacji. Spędziłyśmy niesamowity dzień w Warszawie, który na długo zostanie w mojej pamięci zmysłowej i fotograficznej. Przede wszystkim dawno nie byłyśmy wspólnie na kulturalnym wypadzie, więc cieszyłyśmy się ze spotkania jak dzieci klockami lego. Już samo przywitanie zwiastowało piękny czas, pozytywne emocje i tę aurę przyjaźni unoszącą się nad nami: uśmiechy w oczach i wszechobecne ciepło. Bardzo sobie cenię takie relacje, które ładują akumulatory i dają niekłamaną radość z obcowania.
 |
Moje Hanki |
 |
Józef Mehoffer - „Majowe słońce” 1911 |
 |
Takie optymistyczne malarstwo pełne jasnych barw daje mnóstwo fantastycznych interpretacji, skojarzeń, które wirują w wyobraźni |

Pierwszy punkt naszego programu kulturalnego to Muzeum Narodowe, gdzie miałyśmy niekłamaną przyjemność zwiedzić wystawę pt. „Przesilenie”. Malarstwo Północy 1880 - 1910. Fascynująca sztuka krajów skandynawskich przełomu XIX i XX w. Wystawa zawierała cały wachlarz prac artystów skandynawskich, m.in.: Edwarda Muncha, Karla Larssona czy Petera Ekströma. Inspiracją tematyczną, zresztą tak, jak w innych częściach Europy, była natura, z którą związany człowiek i w domu, i w pracy tworzył nierozerwalną symbiozę. Dlatego można było się zachwycać wnętrzami domów przytulnych, bezpiecznych, gdzie postacie z obrazów w sposób emocjonalny pokazywały poprzez surowość rysów twarzy i postaci trud północnego życia. Takie samo odniosłam wrażenie przyglądając się bohaterom dnia powszedniego - chłopom, ogrodnikom czy rybakom. Ale to, co mnie uniosło ponad ziemię i pozwoliło lewitować w aurze odrealnionego, ale realnego świata to dzieła, których tematyka oscylowała wokół natury, przyrody i jej zjawisk, zaklętych w barwach, plamach, kreskach, topiących się w grze światła, którego wydobycie to mega mistrzostwo. Fantastycznym zabiegiem było włączenie do wystawy rodzimych artystów, których prace zarówno tematyką, jak i środkami wyrazu, nawiązywały do malarstwa północnego, mieszcząc się w granicach trendów i nurtów epoki: obrazy Bilińskiej, Boznańskiej, Ruszcyca, Aksentowicza czy Mehoffera uzupełniały wystawę swoją wyjątkowością. Snułyśmy się więc między obrazami wśród innych zwiedzających, wymieniając uwagi, zachwycając się i kontemplując sztukę przez wielkie S. Towarzyszyła temu cisza, spokój, skupienie, uwaga i tylko skrzypiący parkiet zdradzał realność chwil, które wypełniły moje zmysły i emocje.
 |
Axel Fahlcrantz - „Wieczór nad rzeką Motalą” 1894 |
 |
Per Ekström - „Powódź” 1888-1889 |
 |
Ferdynand Ruszczyc „Pejzaż jesienny o zachodzie słońca” 1907 |
 |
Per Ekström - „Farma na Olandii o zachodzie słońca 1890 |
 |
Stanisław Witkiewicz - „Las” 1892 |
Nie umiem zliczyć, ile razy byłam w Muzeum Narodowym w Warszawie. Zawsze, kiedy wchodzę do tego wyjątkowego, modernistycznego gmachu, zbudowanego w latach 1937 - 1938, wiem, że jestem w Świątyni Kultury Wysokiej, która jest moim SACRUM. Dzisiaj zbiory Muzeum Narodowe w Warszawie liczą 830 tysięcy eksponatów sztuki polskiej i światowej od antyku po współczesność.
 |
Z Hanią w obrazie😁 Pozujemy😁 |
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym do Muzeum Narodowego nie zabrała mojego wnuka Adasia, któremu pokazywanie świata jest jedną z największych przyjemności, jaka spotyka mnie w roli babci. Adaś był z Dziadkami w 2015 r. na wystawie Olgi Boznańskiej, jednej z moich ukochanych polskich malarek. Sześcioletni wtedy wnuk robił w muzeum różne rzeczy oprócz oglądania obrazów, najczęściej leżał na podłodze i z pozycji horyzontalnej obserwował przede wszystkim ludzi. A na koniec stwierdził, że on też umiałby tak namalować😜😜😜 Dla mnie najważniejsze było to, aby dzieciak poczuł atmosferę muzeum, aby oddychał tym samym powietrzem, co dzieła sztuki, aby znał aurę muzealnego sacrum. Wiele razy byłam z nim w różnych muzeach, zresztą rodzice też. Dostał więc możliwości i przygotowanie do obcowania z kulturą wysoką, co z tym zrobi w życiu dorosłym - zobaczymy…
 |
Z Adasiem na wystawie Olgi Boznańskiej kwiecień 2015
|
 |
Olga Boznańska „ W pracowni” - 1895 |
Uskrzydlone wychodzimy z muzeum, a przecież jeszcze atrakcje przed nami. Oczywiście każde takie spotkanie zawiera w sobie element kulinarny. Niezależnie, gdzie jesteśmy, szukamy dobrego jedzenia, często z innych stron świata. Jesteśmy smakoszami i wiemy, że dobre kulinaria podkręcają atmosferę. Szukamy zatem nietuzinkowych, klimatycznych miejsc, które dają poczucie wyjątkowości i oryginalności chwili. Tym razem była to bałkańska Banialuka, która mnie uwiodła wystrojem i fantastycznym jedzeniem, a przy tym bałkańska muzyka i jest czadowo… Patrzymy sobie w oczy i bez słów wiemy, że jesteśmy szczęśliwe i spełnione… Piękne uczucie!!! I tylko wołać: kocham Cię ŻYCIE!!!
 |
Wystrój Banialuki - czarowny, bajkowy, kolorowy |
 |
Uwielbiam dekoracje |
 |
Cudne klimaty |
 |
Jedzonko bałkańskie - pyszne |
Ale to, co najlepsze przed nami: recital Grigorija Sokołowa w Filharmonii Narodowej - crème de la crème nie tylko tego dnia. To sławny na cały świat pianista, który daje recitale solo, sam opracowuje program, często nie podając do wiadomości publiczności, nie udziela wywiadów, nie odwiedza studiów nagrań, nie ma go w socjal mediach. Jedyną formą kontaktu z publicznością są występy na żywo, które swoim geniuszem przyprawiają o zawrót głowy, poruszają najczulsze struny zmysłowości i emocjonalności człowieka, przenosząc go w świat muzyki, która rozsiada się wygodnie w duszy, rozpływa się po całym ciele, dając drganie każdego najmniejszego nerwu aż do zatracenia w muzycznych uniesieniach. Dla artysty i publiczności świat zewnętrzny przestaje istnieć. Występuje na najznakomitszych salach koncertowych całego świata, wypełnionych do ostatniego miejsca publicznością, której owacje na stojąco, trwają kilkanaście minut. Bisy Sokołowa urastają do mini recitali, po których publiczność szaleje, jak na koncercie rockowym, tylko nie fruwają marynary… W Filharmonii Narodowej grał Beethovena i Brahmsa, a kiedy na bis usłyszałam Chopina w wykonaniu geniusza, rozpłynęłam się w oparach romantycznej aury, unoszącej się w transcendentalnym powietrzu nad naszymi głowami, które niosło każdy wydobyty z fortepianu dźwięk, dając poczucie odrealnienia. Dawno nie doznałam takich muzycznych uniesień, które tylko można nazwać duchową rozkoszą.
 |
Filharmonia Narodowa w Warszawie - Świątynia muzyki |
 |
Eklektyczny gmach wybudowany na wzór Opery Paryskiej wybudowany w latach 1900 - 1901, przebudowany po II wojnie światowej w 1955 |
 |
Sala Koncertowa na 1069 miejsc o międzynarodowej sławie |
 |
Zjawiskowe wejście do filharmonii |
 |
Foyer - modernistyczne, eleganckie - w antrakcie lampka szampana, kawusia, słodkości - dla mnie wielki świat😁
|
 |
Grigorij Sokołow - geniusz |
Takie dni, takie doznania, takie przeżycia czynią życie niezwykłą przygodą, która przenosi nas w świat cudowności zmysłowej i duchowej, co dla mnie jest THE BEST!!! Myślę, że aby życie było ciekawe, pełne pozytywnych myśli, emocji i tej energii, która daje nam power, trzeba znaleźć pasję, zainteresowania, zamiłowania. Ale też fajne, ciepłe, przyjazne relacje. Trzeba też zrobić wszystko, aby chciało się chcieć…
Warszawa spowita w granatowej mgle zimowego wieczoru, urzekła swoją niezwykłością z bajkowym sznytem. Rześkie powietrze owiało rozpalone policzki i ostudziło nieco temperaturę emocji, które kłębiły się po całym dniu nieziemskich przeżyć. Och! Jak pięknie wewnątrz i na zewnątrz…. Życie jest jednak fascynujące…
Przepiękny wpis. Każdemu życzę takiej emerytury i smakowania życia:)
OdpowiedzUsuńJoasia - autorka
UsuńDziękuję pięknie za ciepłe słowa🌺👍🌺 Ten tekst też napisałam po to, aby uświadomić, że emerytura czy każdy inny etap życia w dużej mierze zależy od nas samych, bo przecież zainteresowania, zamiłowania czy pasje rodzą się w nas. I oczywiście to nie musi być koniecznie kultura wysoka, tak naprawdę to może być wszystko, byle wznosiło nas co najmniej 5 cm nad ziemią👍👍👍
Cudownie jest pokochać świat takim jakim chcemy by był.
OdpowiedzUsuńMagia, brak mi słów, ale sceny tego wpisu jeszcze kadrują się przed moimi oczyma.
Joasia - autorka
UsuńPięknie dziękuję za ciepłe słowa🌺💅🌺To największa satysfakcja, kiedy Czytelnik odczytuje intencje autora. Tak, to była magia, dzięki której życie jest czarowne💅📚💅Pozdrawiam🌺🥰🌺