II Między dwoma morzami… Płomienny romans z Jordanią

 Część II - Randka z zaczarowaną Petrą

     Uwieńczeniem płomiennego romansu z Jordanią, było niewątpliwie randez-vouz z Petrą, o której śniłam kilkanaście lat. Największa atrakcja tego państwa w 1985 r. wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, które opisało Petrę jako „jedną z najcenniejszych dóbr kulturowych dziedzictwa kulturowego człowieka”. W 2007 r. przyznano Petrze tytuł jednego z nowych cudów świata. Różowo-piaskowe miasto ukryte w skałach Nabatejczycy nazywali również Raqm (Rakmu) - wielobarwna. Jej najwspanialsza budowla wykuta w skale: Al - Chazma (Skarbiec Faraona) posłużyła w filmie „Indiana Jones” za świątynię chroniącą Święty Graal, starożytne ruiny były tłem do wydarzeń w jednym z kryminałów Agathy Christie „Randez-vous ze śmiercią”, a krajobraz pustynnych czerwonych skał grał w filmie „Marsjanie”.

Petra - widok na teatr, który w czasie swojej
świetności mieścił 7000 osób

      O Jordanii wiem dużo, bo w ogóle staram się śledzić bieżące wydarzenia na Bliskim Wschodzie, nie mówiąc o historii, będącej od zawsze moim konikiem. Jest to kraj oczywiście pustynny, leżący na Półwyspie Arabskim, w środku najpotężniejszego konfliktu bliskowschodniego, który toczy się nieustannie od roku 1949, kiedy to powstał Izrael. Graniczy z jednej strony z Izraelem właśnie i Zachodnim Brzegiem Jordanu (Palestyną), natomiast z drugiej - z Arabią Saudyjską, Irakiem, Syrią. Przez takie położenie geopolityczne Jordania nauczyła się współistnieć z Izraelem, który w regionie jest przyczyną konfliktów ze światem arabskim, przede wszystkim właśnie z Palestyną. Od Izraela kupuje wodę, a od Arabii Saudyjskiej - ropę. Jordania leży między dwoma morzami: Morzem Martwym na północy, a Morzem Czerwonym na południu, do którego dostęp to 26 km linii brzegowej z jednym portem - Aqabą. Stąd tylko 10 km do granicy z Arabią Saudyjską, dlatego tyle bogatych rodzin saudyjskich na wypoczynku w tolerancyjnej i postępowej Jordanii.

Przed wejściem do Petry

     Jordania to monarchia konstytucyjna, czyli ustrój podobny do Wielkiej Brytanii. Głową państwa jest król - ojciec narodu. Jordańczycy w 98% to Arabowie, w 93%  to muzułmanie, 6% to chrześcijanie. Stolicą jest Amman największe i najbardziej postępowe uniwersyteckie miasto. 

Panorama Ammanu - znalezione w Internecie

Panorama Ammanu - znalezione w Internecie

   Jordańczycy w zależności od warunków materialnych, od miejsca zamieszkania, od wykształcenia są albo postępowi, albo konserwatywni - jak wszędzie na świecie. W prawie jest równouprawnienie. Jordanki mają dostęp do edukacji,  mogą pracować, robić tzw. karierę. Jeżeli są zamężne zarobione pieniądze są dla nich, mężczyzna ma obowiązek utrzymać żonę, dzieci, dom. Tak, jak mężczyźni, mogą się rozwieść, ale przez sąd. Ubierają się bardzo różnie, wszystko zależy, z jakiej pochodzą rodziny (postępowej czy konserwatywnej), jak są wykształcone, itd. Są takie, które noszą nikab, takie, które noszą długie sukienki, bez nikabu, takie, szczególnie młode, które wyglądają jak Europejki. Ale to, co zawsze mnie interesuje, choć dalekie jest od stereotypów to jordańska, czyli arabska rodzina. W naszym hotelu był świat arabski i europejski. Bardzo lubię takie zestawienia, gdyż obserwacja i podpatrywanie ludzi, ich zachowań, relacji, to moje ulubione zajęcie szczególnie, gdy mogę podpatrywać inne kultury. Zaobserwowałam już to w Tunezji, że jeżeli w rodzinie arabskiej pojawiają się dzieci, to na wczasy jedzie cała rodzina rodzice tych dzieci, czyli młodzi, dziadkowie tych dzieci, czyli rodzice rodziców, a czasami nawet pradziadkowie.  Jest to spowodowane życiem w warunkach pustynnych, gdzie tylko przynależność do rodziny, do wspólnoty dawała szansę przetrwania. Człowiek w pojedynkę zawsze przegrywał i po dziś dzień przegrywa z pustynią. Wszyscy siadają w restauracji przy jednym stole, a jedzenie zapewniają mężczyźni, a już na pewno napoje zimne, herbaty, kawy, wszystko organizują mężczyżni. Także mojemu Mężusiowi bliżej raczej było do Arabów niż Europejczyków, którzy kobietom zostawiali domenę wyżywienia… To kobiety starały się, aby mężczyźnie i dzieciom niczego nie zabrakło. Donosiły, podrywając się co chwila od stołu, spełniając życzenia męża i dzieci. Arabki siedziały w swoich pięknych strojach, makijażach, fryzurach, obwieszone biżuterią i szeroko otwierały oczy… Ja tak, jak Arabki… Oczywiście podstawowe jedzenie przyniosłam sobie do stołu,  ale o resztę dbał Mężuś. Dla mnie to bardzo ważne, kiedy czuję się zaopiekowana, adorowana i traktowana z atencją przez mojego mężczyznę - koniec.pl😁😁😁 Nie odpowiada mi rola służącej, pokojówki, sprzątaczki… Oczywiście wykonuję prace domowe, ale w układzie partnerskim to inaczej wygląda. Co możemy, robimy razem❤️❤️❤️

Takie pustynne tereny mijamy w drodze do Petry

Niezwykle widowiskowe pustynne obrazy

Miasteczko na pustyni wśród gór

Osiedle okazałych arabskich domów w środku pustynnych gór - aż skóra cierpnie, bo jak tu żyć?

     Petra (gr. Skała)  - historyczne i archeologiczne miasto w południowej Jordanii leży dwie godziny drogi na północ od Aqaby. Wycieczka, na którą wyruszamy, zapowiada się fantastycznie. Jestem bardzo ciekawa starożytnego miasta, wykutego w barwnych skałach piaskowca, które tworzą fantazyjne formacje skalne, będące budulcem dla człowieka. Petra przylega do góry Jabal Al - Madbah, w kotlinie otoczonej górami, tworzącymi wschodnią flankę słynnej doliny Arabach. Obszar Petry był zamieszkały 7000 lat p.n.e. Natomiast Nabatejczycy (koczowniczy Arabowie) osiedlili się tu około IV w. p.n.e., tworząc z Petry centrum handlowe na szlaku kadzideł łączący świat śródziemnomorski ze wschodnimi i południowymi źródłami kadzideł, mirry, przypraw, w tym szafranu i innych dóbr luksusowych. Stąd wielkie bogactwo Petry, która, pławi się w dobrobycie, stając się już w czasach starożytnych miejscem, o którym krążyły legendy. 


W drodze do wąwozu malowniczego As - Siq 

Pierwsze formacje skalne i pierwsze budowle
wykute w skałach


Do wąwozu As - Siq zmierzamy napawając się widokami Bloków Duchów i budowlą stanowiącą
grobowiec obeliskowy


To dopiero początek naszej wędrówki po Petrze, a my już mamy wrażenie absolutnej niezwykłości miejsca




    Około godziny 10.00 przekraczamy bramki prowadzącą na główny szlak w Petrze, do wąwozu As - Siq i Skarbra Faraona. Od pierwszych chwil czuję się jak Alicja w Krainie Czarów, a bramki są tym czarodziejskim lustrem. Uwielbiam takie chwile, kiedy tracę kontakt z rzeczywistością po to, aby zatopić się w porażającym i tajemniczym świecie starożytnych Nabatejczyków. Słońce mocno operuje, robi się gorąco, ale zaraz się okaże, że to samo słońce, dzięki grze światła, tworzy fascynujące obrazy kolorów i kształtów w wąwozie, który robi niesamowite wrażenie. Serce bije mi mocniej, motyle w brzuchu zaliczone, bo moim oczom ukazuje się piękno wąskiego wąwozu wśród niespotykanych formacji skalnych od jasnego piasku, poprzez odcienie różu do koralowej czerwieni. To moje ulubione barwy, dające poczucie nieskazitelnego piękna w czystej postaci. Idę, a właściwie nie idę tylko płynę, gdzieś między niebem a ziemią, nie czując gorąca, zmęczenia, suchości w ustach… Zmysły i emocje szaleją rozkochane w urokach wąwozu, do tego stopnia, że zapominam o fotografowaniu. Musimy się wracać, bo musimy przecież mieć zdjęcia.














        Gubimy naszą wycieczkę, ale nie ma strachu, przez 1,2 km zmierzamy do największej atrakcji Petry - Al Chazna, zwana przez Beduinów - Skarbcem Faraona. Nie ma do tej słynnej budowli innej drogi. Kolory skał kontrastują z kolorytem nieba, a mimo tego są w jakiejś magicznej symbiozie, tworząc niepowtarzalne widoki, które raz zobaczone i strawione przez zmysły już na zawsze pozostaną z nami. Mijamy ostatni zakręt i powoli w różowo - żółtej poświacie, kawałek po kawałeczku wyjawia się ta niezwykła, imponująca, piętrowa budowla, zapierająca dech w piersiach. Stajemy naprzeciw niej… Jestem zaczarowana, porażona, oderwana zupełnie od  współczesnego świata. Sama wśród zgiełku i kakofonii - nieharmonijnej, ale zaklętej w wehikuł czasu mieszanki odgłosów, kształtów, faktur, zapachów, ludzi i zwierząt. Tak musiał wyglądać starożytny rynek. Turyści jak dawni kupcy, tubylcy - Beduini ludzie pustyni, pilnujący Petry, wielbłądy, osiołki, konie, kolorowe uprzęże, ludzie wszystkich ras i narodowości, zapachy kadzideł wirujące z suchym powietrzem, które roznosi wonie ludzkie i zwierzęce, nie zawsze przyjemne, ale skropione olejkami i kadzidłami. Z letargu budzi mnie Mężuś, robimy zdjęcia, choć żadne z nich nie oddaje atmosfery i klimatu miejsca. Magiczny świat Petry zawładnął moimi zmysłami, emocjami. To były tak silne i tak niezwykle doznania, niczym hipnoza na najwyższym poziomie. 




Idziemy dalej… Główną ulicą, wyłożoną białym kamieniem, przecinającą całe miasto. Od niej liczne odnogi stanowiły drogi do najmniejszych zakątków Petry. Na tarasach widnieją umieszczone trzy duże rynki, otoczone przez sklepy, liczne budowle wykute w skałach: począwszy od świątyń i pałaców, a skończywszy na okazałych grobowcach. Wystarczy uruchomić wyobraźnię, aby tworzyć obrazy starożytnego luksusowego miasta, ukrytego wśród skał.  










    W końcu dochodzimy do obiektu, który jest świadectwem kulturowej i architektonicznej wielkości - to teatr, mieszczący w latach świetności 7000 widzów. Widziałam takich teatrów wiele, ale ten wyjątkowy, bo wykuty w różowo-piaskowych skałach. Ogromna  budowla robi wrażenie, co zresztą w Petrze nie robi wrażenia…



     Jestem już lekko zmęczona, słońce daje się we znaki, czeka nas jeszcze powrót tą samą drogą, gdyż innej nie ma. Można wrócić meleksem, na koniu bądź osiołku. Wielu turystów z tego korzysta, gdyż powrót jest pod górę. My nie, mamy dużo czasu do lunchu w lokalnej restauracji. Chcemy go wykorzystać na zakosztowanie atmosfery tego zjawiskowego miejsca. Na końcu głównego szlaku jest kawiarnia, może to za duże słowo, ale arabska kawusia - boska… Choć podana w papierowych kubkach mniej smakuje. Wiem, że w takim miejscu nie dostanę kawy w Rosenthalu, no wiem, ale mrużę oczy i przez chwil kilka odpływam do niemieckiego Ludwigsburgu, gdzie kawusię podawano po królewsku. Właśnie po to trzeba kolekcjonować wspomnienia, te estetyczne również. Kiedy mi czegoś brakuje, sięgam do przepastnych zbiorów mojej zmysłowej oraz estetycznej pamięci i mam to po prostu… Wypracowałam w sobie taką oto piękną cechę, potrafię tak ubarwić rzeczywistość, abym czuła się spełniona… Super sprawa…


Kilim tkany przez Beduinki



Arabska para zakochanych w takim miejscu
 - tylko w Petrze

Mój Mężuś zdobywca…


     Ale to, co mnie z jednej strony zaskoczyło, a z drugiej oczarowało to Beduini, którzy w przeszłości strzegli Petry, a dzisiaj w niej pracują, obsługując turystów. Widziałam już Beduinów, ale nie takich, nie z takimi oczami… Czarne włosy, dłuższe, na końcach loki, czarne oczy i ich czarna jak sadza oprawa, magnetyzujący wręcz wzrok, taki trochę za mgłą, trochę dziki i nieokiełznany, trochę smutny i nostalgiczny uwiódł mnie i sprawił, że nie mogłam od tych chłopców i mężczyzn oderwać wzroku, wgapiałam się w te zjawiskowe oczy, które kuszą, nęcą, kręcą. Przyznam się, że oni nie byli mi dłużni: dla nich blondynka z ciemną oprawą i ciemnymi oczami nawet gdyby miała 100 lat, będzie atrakcyjna. Mężuś zwraca uwagę, że Arab turysta tak pozuje do zdjęcia, żebym i ja się tam znalazła, robię to samo - mamy wspólne zdjęcie, bo jesteśmy dla siebie po prostu egzotyczni. 



Jeśli chcesz znajdziesz sposób, jeśli
 nie chcesz znajdziesz powód

Beduini - strażnicy Petry (znalezione w Internecie)

Fascynujące twarze i te oczy…

Zdjęcie znalezione w Internecie, choć mogłam
takie zrobić, gdyby nie te oczy…

Zdjęcie znalezione w Internecie, widziałam tego Beduina…

Jedyne zdjęcie Beduina - sprzedającego pamiątki, tych od koni, wielbłądów nie sfotografowałam… Szkoda, ale byłam tak zahipnotyzowana,
że zdjęcia to ostatnia rzecz, o której myślałam


  Arabski świat z „Baśni tysiąca i jednej nocy” to świat, który lubię penetrować. Dlatego wyprawa do Jordanii, do Petry to mój czas, moja randka z przyrodą, kulturą, architekturą, sztuką, który na zawsze zostanie we mnie, w mojej pamięci, zmysłach, emocjach❤️To czas spełniania marzeń i dotykanie światów, które gdzieś daleko żyją własnym życiem od tysięcy lat. To życie w trójwymiarze doświadczeń, doznań i przeżyć również intelektualnych. I to jest to, co mnie rajcuje na 200%!!!

Komentarze

  1. Kolejna cudowna podróż odbyta!
    Kolejne marzenie spełnione!
    Czy cel następnej wyprawy obrany?
    Czy bilety już kupione?
    Myślę, że nas, czytelników Twojego bloga, jeszcze zaskoczysz...
    Dla Ciebie, Asiu, pisanie bloga to przyjemność, zabawa, hobby. Dla nas to możliwość czerpania wiedzy o świecie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasia - autorka
      Dziękuję pięknie za tecenzję❤️👍❤️Kolejna podróż to: Egipt - rejs po Nilu👍👍👍Znowu kraj arabski, gdzie starożytność integruje się ze współczesnością, a magia miejsca daje możliwości życia w wymiarze quadro🥰Pozdrawiam serdecznie❤️

      Usuń
  2. Jak zwykle piękna opowiesc o egzotycznym świecie. Czekamy na więcej💚💚💚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasia - autorka
      Pięknie dziękuję🧡🧡🧡Będzie więcej na pewno😁🧡😁

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty