I Między dwoma morzami… Płomienny romans z Jordanią

   Część I - Tala Bay nad Morzem Czerwonym

     Jesienny październikowy wieczór, a ja wciąż grzeję się w słońcu przywiezionym kilka dni temu z Jordanii. Ta podróż pozwoliła na przedłużenie lata, które uwielbiam przede wszystkim dlatego, że to czas wakacji, zwiastujących wyjazdy, wycieczki, podróże i to, co kocham najbardziej - przygodę. 

Ostatni wieczór w Marina Tala Bay - bajka

Wejście do Mariny z Zatoki Aqaba

Marina nocą - magia

      Od dawna przymierzałam się do kolejnej podróży na magiczny Bliski Wschód, który dla mnie jest jedną z ukochanych destynacji. Nawet, kiedy o tym piszę, mam motyle w brzuchu. A co dopiero, kiedy wchodzę na moje ukochane Lotnisko im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Nie umiem zliczyć, ile razy leciałam samolotem, ale tylko z tego lotniska. Nie znam innych lotnisk w Polsce. Nic więc dziwnego, że właśnie ono kojarzy się z fantastycznym czasem, który rozpoczyna PRZYGODĘ. Już zapewne pisałam, że mogłabym mieszkać na lotnisku - uwielbiam ten swoistego rodzaju ruch, a jednocześnie bezruch, uwielbiam patrzeć  na samoloty i te kołujące nad lotniskiem, i te startujące, i te lądujące. Jest coś niesamowitego w atmosferze lotniska, coś, co daje mi poczucie wyjątkowości chwili, szczególnie, kiedy lecę poza Unię Europejską. Lot do Jordanii, do Aqaby to bite cztery godziny, które poświęcam na oglądanie niesamowitych widoków za oknem samolotu. Rozpływam się w błękicie nieba i pierzastych, gęstych chmurach ułożonych w różnorodne kształty, tworzące obrazy zależne od mojej wyobraźni i fantazji. Ale się dzieje w mojej głowie i w moim sercu. 
Zachód słońca nad plażą u wejścia do Mariny - czarujący

Zachód słońca nad wejściem do Mariny

   Samolot zaczyna schodzić do lądowania. Moim oczom jawi się obraz czerwonej, skalisto-piaskowej ziemi otoczonej z dwóch stron kobaltową barwą Morza Czerwonego, które wciśnięte w ląd, tworzy z błękitem nieba, rozświetlanego przez promienie słońca, widok zapierający dech w piersiach. Jestem kolorystką, więc barwy mają dla mnie ogromne znaczenie w percepcji piękna świata.

Widok na Jordanię z okna samolotu

     Doskonale widać, że połacie ziemi, na której leży Jordania zostały przez człowieka wydarte skalisto-czerwonej pustyni, otaczającej infrastrukturę tego kraju. Widziałam to również w Dubaju, Tunezji, czy Maroku, kiedy jedzie się w głąb lądu, pokonując setki kilometrów właśnie przez tereny pustynne. 

Widok z balkonu naszego pokoju - Grand Tala Bay Resort - codziennie rano po otworzeniu oczu - żyć nie umierać!
Widok z tarasu hotelowego - robi wrażenie

Codzienna poranna arabska kawusia na tarasie restauracji hotelowej z takim widokiem, z sączącą się nostalgiczną muzyką arabską - crème dela crème 

     Wychodzimy z lotniska, bucha we mnie gorące powietrze, choć to grube popołudnie w Aqabie, ale gorąco przyjemnie rozwiewa wcale niemały wiaterek, więc jest na szczęście czym oddychać, dla mnie to dobry znak. Wprawdzie temperatura przewidywana w czasie naszego pobytu to 30 stopni C, jednak 41, 42, nie schodziło z termometru. Właściwie uratował nas nasz hotel, położony nad Morzem Czerwonym, co dawało właśnie ten wiatr, który wieczorem i nocą był nawet silny. W pomieszczeniach natomiast klimatyzacja, ale dobrze wyregulowana, nienachalna dawała wytchnienie. Fantastyczny obiekt, właściwie to małe miasteczko usadowione nad piaszczystą szeroką plażą w kolorze kości słoniowej wpadającej w pastelowy bladożółty. Niesamowicie to kontrastowało z morzem, którego wąski pas wody barwił się na szmaragdowo, aby zmieniać najpierw w lazur, potem w lapis lazuli, aż w końcu mienić się kobaltem ze srebrnymi łuskami, które promienie słoneczne, kontrastując z różowawo - koralowymi konturami gór, tonących w błękicie nieba, malowały grą światła. Mogłam godzinami wręcz oglądać ten zjawiskowy widok odrealniony w swojej realności. 

Żadne zdjęcie nie odda tego widoku, tych barw…

Morze Czerwone we wszystkich barwach niebieskości

   Miasteczko hotelowe, tonące w egzotycznej roślinności to kilkanaście budynków o niskiej zabudowie arabskiej z kilkoma tarasami, do których prowadziły alejki, schody, schodki, będące odnogami głównej uliczki, ciągnącą się przez cały obiekt, po której jeździły meleksy z turystami i obsługą. Kilka wspaniałych basenów, w tym infinity i jacuzzi. Kilka restauracji, kilka barów i w obiekcie, i na plaży. I żelazna pogoda, od rana do wieczora, powodowała, że czuliśmy się królami życia. 

Główna aleja hotelowa

W drodze do Mariny, ale cały czas w
obiekcie hotelowym

Cały obiekt tonie w egzotycznej roślinności bardzo zadbanej, jak w Hiszpanii

Fragment miasteczka hotelowego

Główna aleja hotelu

Wieczorne spacery po obiekcie to około 4 km


Fragment obiektu hotelowego

     Bardzo chcieliśmy odpocząć, zrelaksować się, naładować akumulatory… Bardzo chcieliśmy spędzić czas ze sobą w takim właśnie anturażu, ale wiadomo, że gdyby tylko o to chodziło, mogliśmy wybrać Hiszpanię albo Chorwację, niekoniecznie Jordanię. Jednak ja, która jestem mózgiem tych wyjazdów, postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym. Tak naprawdę naszą wizytę w Jordanii zawdzięczamy Petrze, która od kilkunastu lat śniła mi się po nocach. W 2008 roku byliśmy na jednej z naszych wycieczek życia - objazd Izrael, wypoczynek Egipt (Sharm el Sheikh) - półwysep Synaj. Tak byłam wykończona po zwiedzaniu Izraela, że nie miałam siły wybrać się na wycieczkę fakultatywną do Petry, choć taka była. Zawsze wiedziałam więc, że do Petry muszę wrócić, że nie odpuszczę cudu świata. I właśnie bez mała po 15 latach zrealizowałam swoje marzenie. Ale bardzo świadomie polecieliśmy do Jordanii na wypoczynek, a nie na objazd. Już jakiś czas temu stwierdziłam, że w tylu miejscach byłam, tyle rzeczy widziałam, zwiedziłam, doświadczyłam, doznałam, że nadszedł czas umiejętności wyboru, czyli doświadczania rzeczy najciekawszych, najpiękniejszych, często wpisanych na Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Bardziej potrzeba nam w obecnej chwili łapania klimatu, atmosfery miejsca, wyluzowania, relaksu i niczym niezmąconego spokoju niż uganianie się za kolejną atrakcją turystyczną. I to się naprawdę sprawdziło. Wielką frajdę sprawiało nam plażowanie, pluskanie w morzu czy w basenach, podziwianie pięknych widoków czy jedzenie frykasów, do których serwowaliśmy sobie wyśmienite trunki, dające wrażenie czarującej chwili. 

Sesja zdjęciowa na plaży

Uwielbiamy takie plaże: piasek, palmy, parasole z naturalnego tworzywa, leżaki, ciepłą i czystą wodę, która uwodzi swym aksamitem, barki z piciem, bez którego w tych temperaturach nie dałoby się plażować

Wszystkie odcienie niebieskości to spokój, harmonia, błogostan i wyśmienity humor

Czuję się niekwestionowaną królową życia, jest fantastycznie pod każdym względem

Pływamy, pluskamy się, uwielbiamy obydwoje wodę, bardzo wierzymy w jej zdrowotne właściwości i działanie

Oboje umiemy pływać i robimy to z największą rozkoszą

Lecznicze jacuzzi - nawet baseny mają róże odcienie niebieskości - cudowne zresztą

Szczęśliwi


Taki uzdrawiający fun

     Na plaży urzędowaliśmy do zachodu słońca, który każdego dnia był spektakularnym zjawiskiem. Uwielbiam zachody słońca, uwielbiam takie widoki, uwielbiam takie fotografie. Może niektórzy uważają to za kiczowate, za oklepane, ale ja nie - zawsze robię się romantyczna, nastrojowa i wielce szczęśliwa, że mogę je oglądać czy to w Jordanii, czy na Majorce, czy nad polskim Bałtykiem, czy nad jeziorem  Como, czy Jeziorem Bodeńskim, wreszcie w Płocku czy we Wrocławiu - wszędzie jestem natchniona, rozmarzona i pełna pozytywnego, zmysłowo-emocjonalnego postrzegania świata. Te zachody słońca były też zwiastunami czarujących wieczorów, które spędzaliśmy albo w obiekcie hotelowym, albo w Marinie, celebrując nasz wyjazd, naszą relację i fakt, że tak można spędzać dojrzałe życie.




Wszystkie zdjęcia zachodów słońca zrobione z plażowego leżaka, na którym doznawałem ekstazy zmysłowej, spowodowanej takimi widokami

    Po takich zachodach słońca wieczory były niezwykle sensualne, nastrojowe i pełne pozytywnych uczuć. Jesteśmy dojrzałym bardzo związkiem, ale myślę, że oboje chcemy starzeć się w atmosferze miłości, przyjaźni, troski o siebie wzajemnie i tej pięknej zażyłości, którą karmimy pozytywnymi emocjami. Nie jest to łatwe, ale nie niemożliwe.

Celebrujemy cudowny czas w cudownym miejscu

  O Jordanii, jej mieszkańcach, a szczególnie Beduinach, o Petrze, pływaniu na środku Zatoki Aqaba, o arabskim umiłowaniu blondynek w kolejnych częściach. Działo się, oj działo…😜😜😜

Mohito w takim anturażu - mega odlot

Komentarze

  1. Pięknie podane wrażenia z podróży. Zachody słońca wręcz porażające i wcale nie kiczowate. Uśmiechałam się czytając o lotnisku Chopina. Miałam wrażenie, że wypożyczyłaś cały mój wyjazdowy, magiczny rajzefiber związany z tym miejscem. Latałam z kilku innych lotnisk w Polsce, ale jak nie mogę dotknąć fortepianu przed wylotem to kolejna przygoda wydaje się nie mieć fanfar w swoim entrée. 👏👏👏

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasia - autorka bloga
      Pięknie dziękuję za tyle ciepłych słów🧡❤️🧡Mam nieodparte wrażenie, że jesteśmy bratnimi duszami, chć Ty Agniesiu muzyczką, ja polonistką, ale w sercach gra ta sama muzyka życia👍👌🧡

      Usuń
  2. Jak zwykle wspaniały, pełen barw i kolorow opis zjawiskowej podróży. Brawo❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasia - autorka
      Wielkie dzięki❤️🧡❤️każe takie słowo jest dla mnie wspaniałą recenzją, która mega motywuje👍👏👍

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty