Tańcząc w deszczu… Moje sposoby na samotność

   Styczniowy wczesny poranek… Jeszcze śpię wtulona w poduszkę i po uszy zakryta kołdrą… Przez sen słyszę, jak każdego ranka zresztą, zamykanie drzwi w sąsiednich mieszkaniach, więc wiem, że jest około siódmej. Z góry szybkim krokiem schodzi ktoś w butach na obcasach, jakieś dziecko płacze, jakieś głośno mówi do rodzica. To przedszkolaki zaczynają swoją ranną wędrówkę, o 7.30 zbiegają z hukiem dzieci szkolne… Ktoś coś powie, coś krzyknie… Drzwi od klatki schodowej otwierają się i zamykają, jest ruch, jak na przysłowiowej Marszałkowskiej. Nagle zapada głucha cisza, jakby nikt tu nie mieszkał. Drzemię z zamkniętymi oczyma, ale w majakach senności czuję rozkosz wielką: leżę w cieplutkim łóżku, w popielatej pościeli w białe gwiazdki, w swojej ukochanej sypialni z myślą, że wstanę, o której będę chciała, a jak nie będę chciała, to zwalę moje wylegiwanie się na złe samopoczucie i tyle… Dla mnie to, przez lata  całe, niewyobrażalny wprost luksus, którym cieszę się na emeryturze każdego dnia. Specjalnie nie wkładam zatyczek w uszy, nie zamykam drzwi od sypialni, żeby słyszeć tę poranną krzątaninę na klatce schodowej, ten pośpiech, ten stres, tę frustrację rozpoczynającą każdy dzień i cieszyć się, że mnie już to nie dotyczy… Jest to tak piękna myśl, że ustawia mnie pozytywnie na cały dzień. Potem, dalej z zamkniętymi oczami, jeszcze nie do końca rozbudzona myślę o trzech pozytywnych rzeczach w moim życiu, wymieniam je w myślach jednym tchem… Mam wprawę, robię to codziennie od 25 lat, odkąd dowiedziałam się, że budowanie dobrego nastroju zależy ode mnie i od moich umiejętności… Potem myślę o fajnych rzeczach, które mnie czekają w najbliższym czasie… Robi mi się tak miło i przyjemnie, że w końcu otwieram niespiesznie oczy, witając nowy dzień szerokim uśmiechem i zaczynam rozmowę sama ze sobą, bo nie mam z kim😁 Latami pracowałam nad tym, aby uznać swoje własne towarzystwo za wystarczające do wypicia kawy, obejrzenia filmu, przeczytania książki czy słuchania muzyki, ale też do spacerów, pójścia do kina, teatru czy na koncert… Zjedzenie obiadu w restauracji w samotności też jak najbardziej wchodzi w grę… Uważam czas spędzony ze sobą za bardzo fajny, kreatywny i niezwykle przyjemny… Nie znaczy to, że nigdy samotność mi nie doskwiera, że nie tęsknię za Najbliższymi, że nie ogarnia mnie smutek… Ale ponieważ szklanka musi być u mnie do połowy pełna, zaraz myślę: dobrze, że Córuchna jest w Łodzi, bo tam założyła rodzinę i robi karierę, dobrze, że Mężuś jest w Niemczech, bo realizuje się jako mężczyzna czynu i pracuje na emeryturę, dobrze, że mój Wnuk mieszka w Łodzi, ma lepsze perspektywy rozwoju i od urodzenia nasiąka wielkomiejskością, która mam nadzieję, zaowocuje swobodnym byciem obywatelem Europy i świata.  Wszystkiego nie można mieć naraz, nie można mieć ciastko i zjeść ciasto… Więc nie narzekam, tylko staram się z tej mojej wieloletniej samotności rodzinnej zrobić przyjaciółkę, która motywuje mnie do bycia dla siebie samej osobą interesującą, ciekawą, która siebie akceptuje, lubi, szanuje, która rozwija swoje pasje i je realizuje, do utrzymywania relacji koleżeńskich i przyjacielskich, do działalności na Facebooku i na blogu…

Droga nad Wisłę koło Fary i pomnika Krzywoustego

     Wracam do poranka… Wyglądam przez okno - paskudna pogoda: siąpi deszcz, duże okrągłe przezroczyste krople zatrzymują się na gałęziach jarzębiny, której graficzne kontury na sinym tle powietrza stwarzają tajemniczy obraz. Jest w tym jakaś magia nierealności chwili. Zatrzymuję wzrok, karmiąc zmysły i wyobraźnię tym plastycznym widokiem. Po domu roznosi się zapach kawusi, którą właśnie parzę. Włączam hity ukochanego Mozarta. Dawno nie słuchałam muzyki ot tak sobie, bo miałam ochotę. Kiedy zabrzmiały pierwsze akordy Symfonii nr 35 D - dur uświadomiłam sobie, że muzyki klasycznej słucham, kiedy jest mi dobrze. To była cudowna myśl po prostu. Pijąc z namysłem kawę, z pół przymkniętymi powiekami, rozkoszowałam się mozartowskim geniuszem, chłonąc ulotność chwili i nastroju niczym niezmąconej błogości istnienia… Przez ostatnie kilka miesięcy życie mnie przeczołgało mocno, walczyłam, nie poddawałam się: wspierałam, pomagałam, ogarniałam, załatwiałam i płakałam, gdy nie dawałam rady… A mimo wszystko nie dopuszczałam myśli, że coś może pójść nie tak… Odkryłam dzisiaj w sobie przyjemny spokój i harmonię bytu, której tak bardzo mi brakowało. 

Pomnik Krzywoustego w sinoniebieskiej odsłonie

     Poczułam, że muszę wyjść z domu, zaczerpnąć powietrza, przewietrzyć głowę, złapać kilka głębokich oddechów… Deszcz ciągle padał, w sinym powietrzu unosiła się zgniła wilgoć, a jednak mnie było dobrze, błogo, miło… Pojechałam nad Wisłę, na Tumskie Wzgórze, chyba jestem uzależniona od tego miejsca. Malownicze widoki, rześkie powietrze od rzeki, monumentalny pomnik Krzywoustego i jego wojów, barokowa Fara… Idę bez parasolki, deszcz ocieka po kurtce, jakby zmywał ze mnie całe zło, które mnie spotkało… Nucę piosenkę: do łezki łezka aż będę niebieska… Idę znaną drogą, tonę w sinych niebieskościach nieba, powietrza i wody, wszystko się zlewa w jedną barwę, dzięki czemu widzę świat w total looku… Wzgórze jest puste… Nikogo, tylko ja i Tumy,  tylko ja i Wisła, ja w sobie i dla siebie. Jest cicho, czas płynie wolniej, spokojniej… Postać jakiejś młodej dziewczyny majaczy w sinym deszczu, podchodzę bliżej - pali papierosa, rozmawia przez telefon, płacze… Serce mi się ściska, ale nie przystaję, nasz wzrok przecina się, otulam ją ciepłym spojrzeniem, ale twardo idę dalej… Nie, nie chcę wkręcać się w kolejną tragiczną historię miłości lub każdą inną. Jeszcze rok temu na pewno nie dałabym rady przejść obok, nie spytawszy, czy mogę jakoś pomóc, dzisiaj udało mi się zawalczyć o siebie i o własne jestestwo. 

Sinoniebieski horyzont

Wejście główne do Katedry

     Dochodzę do mojej ukochanej Katedry, w której brałam wszystkie sakramenty od I komunii po ślub. Od ponad pięćdziesięciu lat jest dla mnie wyjątkowym miejscem, Od jakiegoś już długiego czasu przychodzę tu, gdy nie jest odprawiana liturgia, zupełnie w sakrum niepotrzebne mi jest złoto, purpura, przepych, koronki, sukienki i fałsz na ustach… 

Ołtarz główny w Katedrze

Kaplica Królewska

Nawa główna Katedry

     Dorosłam do tego, że w rozmowie z moim Bogiem nie potrzebuję wątpliwej jakości pośredników. Odkąd tak jest, poczułam ogromną ulgę… W Katedrze nie ma żywej duszy, nawet siostry Hiacynty, zdobiącej świątynię kwiatami. Jest mistyczny półmrok, rozświetlany przez choinki. Cisza taka, że w uszach dzwoni, słyszę bicie własnego serca i każdy własny oddech. Siadam, otula mnie metafizyczna energia, wytwarzana przez wieki w modlitwach żarliwych dziesiątek tysięcy Wiernych, boska i ludzka energia, boski i ludzki duch, który jest moją karmą… Przepływa przeze mnie… Doświadczam stanu nirwany… Boję się ruszyć, więc chwil kilka trwam w bezruchu ciała, umysłu i serca… Unoszę się na skrzydłach tej energii, wychodzę z kościoła lekka, zwiewna, czuję, że mogłabym być baletnicą, choć sinoniebieski zapłakany świat tonie we łzach smutku. Tańczę w kroplach deszczu, ciesząc się, że żyję, że jestem zdrowa, że mam 62 lata i mogę być na emeryturze, że moja rodzina jest zdrowa, że rozwiązały się wszystkie problemy… I tak zupełnie nie zauważywszy zrobiłam 4,5 km. Nie pamiętam takiego spaceru w deszczu bez parasolki… To było fascynujące przeżycie, w którym samotność stała się przyjaciółką, a nie zmorą…

Moja Katedra

     A na koniec dnia zrobiłam sobie duchową i zmysłową ucztę - oglądałam na TVP Kultura balet „Alicja w krainie czarów” w wykonaniu brytyjskiego The Royal Ballet na scenie Royal Opera House w Londynie. Rozpływałam się w pięknie sztuki baletowej na poziomie arcymistrzowskim. Uwielbiam balet klasyczny…  Byłam pięć cm nad ziemią…


Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie💙🍀🧡Każde dobre słowo jest dla mnie wielką satysfakcją, wielką motywacją…. 👍💪👍

      Usuń
  2. Asiu. Jaki piękny tekst. Jesteś niesamowita!
    Już wiele razy, gdy mi źle, przypominają mi się Twoje dobre rady i podejście do życia.
    Zazdroszczę Ci tego, że nawet sama, ale kiedy chcesz, a nie kiedy możesz, idziesz do katedry, także mojej ukochanej.
    Mam nadzieję, że na emeryturze na którą jeszcze muszę poczekać, pójdę razem z Tobą na spacer na Tumskie Wzgórze i w deszczowy, i w słoneczny dzień.
    Twoje teksty powinny się znaleźć na łamach czasopism i poradników, nie tylko dla kobiet. Pocieszyłabyś niejedną z nas i niejednego!
    Tyle mądrości z nich płynie...
    Poza tym zdążyłam Cię trochę poznać. Wystarczająco dużo, by wiedzieć, że piszesz z serca, najszczerzej, jak się da.
    Brawo.��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, pięknie dziękuję za ten list, który jest nie tylko wyjątkową recenzją mojego tekstu, ale też rezenzją działania na rzecz rozwoju osobistego innych… To dla mnie ogromna satysfakcja, że mam spore grono wiernych czytelników, którzy czekają na te teksty…. Będę czekała na Twoją emeryturę i spacery na Tumach…. ❤️🧡❤️

      Usuń
  3. Twój wpis, to balsam na moje serce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie💝👍🌺To dla mnie wielka satysfakcja i motywacja do tworzenia kolejnych tekstów pod etykietą: Refleksje i motywacje💙🧡❤️

      Usuń
  4. Asiu , piękny tekst...tak, mamy wiele powodów do tego, by być szczęśliwymi...niejednokrotnie nie dostrzegamy jakie mamy wielkie szczęście ..ja , gdy będę na emeryturze (jeszcze trochę brakuje do niej) mam nadzieję, że będę tak cieszyła się każdym drobiazgiem jak Ty...tym, że nie muszę wstawać o określonej porze, biec na lekcje, przeżywać tego pędu w szkole..i robić to, co kocham, czyli podróżować 🥰dziękuję Asiu za to, że jesteś i swymi tekstami dodajesz otuchy i nadziei na lepsze dni ♥️Marzena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasia - autorka
      Pięknie dziękuję za piękne słowa, które są mi potrzebne jak powietrze, bo muszę mieć pewność, że moi Czytelnicy identyfikują się z moją pisarską twórczością📕📚📕To dla mnie niezwykle ważne🧡🙏🧡Pozdrawiam sedecznie🧡🌼🧡

      Usuń
  5. Taki wpis jest jak słońce w pochmurny poranek. Bardzo mi się przyjemnie czytało do porannej kawy. Słowa mogą dać wiele otuchy i nadziei.
    Aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasia - autorka
      Pięknie dziękuję❤️Taka recenzja to dla mnie zaszczyt, wielki zaszczyt💕Cieszę się baaaardzo, ze zaglądasz na mojego bloga💅💅💅Pozdrawiam gorąco💕💕💕

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty