To mój 50 autorski wpis na moim autorskim blogu.... Długo zastanawiałam się, o czym powinnam napisać, co dla mnie jest wyjątkowe na tyle, aby mogło być tematem wyjątkowego wpisu. Miałam różne pomysły, ale ostatecznie zdecydowałam się napisać o moim miejscu na Ziemi, o Płocku, dzisiaj europejskim mieście. Urodziłam się i wczesne dzieciństwo spędziłam we Wrocławiu - mojej niespełnionej miłości. Do dzisiaj każdy przyjazd do stolicy Dolnego Śląska, który uważam za moje rodzinne strony, przyprawia mnie o mocniejsze bicie serca, wzruszenie, ściskające klatkę piersiową i ten żal, że nie było mi dane spełnić tej miłości.... Ale jednak ponad pół wieku mieszkam w Płocku, w którym przeżyłam życie, a teraz, na emeryturze odkrywam to miasto na nowo, zachwycając się jego położeniem na Wzgórzu Tumskim, u podnóża którego płynie szeroko Wisła, tworząc po horyzont niepowtarzalny malowniczy pejzaż o każdej porze roku i o każdej porze dnia. Szczególnie zachody słońca są niezwykłe, jedne z najpiękniejszych w Europie. Nie można mówić o Wzgórzu Tumskim, nie wspominając o Katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny oraz o Zamku Książąt Mazowieckich, w którym do 2005 roku mieściło się Muzeum Mazowieckie. Mury tych budowli od wieków są wizytówką miasta, od wieków są świadkami jego historii i kultury. Wspaniale zagospodarowane nabrzeże z bulwarami, z molo wzdłuż rzeki (jedynym takim w Europie), małą Mariną oraz terenami spacerowymi i rowerowymi wokół Sobótki są atrakcją dla mieszkańców Płocka oraz turystów, którzy coraz liczniej tu zaglądają. Nowa część Płocka, jak na 130-tysięczne miasto, zbudowana jest z rozmachem i nowoczesnym sznytem
 |
Mój europejski Płock
|
 |
Zjawiskowe zachody słońca nad Wisłą
|
 |
Zdjęcia jak z obrazów starych mistrzów
|
 |
Wisła i ja
|
 |
Malowniczy pejzaż - Wisła, molo, Marina....
|
Przyjechałam do Płocka jako mała dziewczynka pod koniec lat 60. ubiegłego stulecia, kiedy w Polsce panowała siermiężna komuna. Przyjechałam z wielkomiejskiego Wrocławia, w którym były arterie komunikacyjne, przecinane szynami tramwajowymi, na skrzyżowaniach ulic światła wyznaczały ruch pieszy i kołowy, szerokie, czyste chodniki, wysokie kamienice, często secesyjne, dawały poczucie wielkiego świata. A tu nagle małe, w tamtych czasach, brudne, zapyziałe miasteczko, gdzie na każdym kroku straszyły demony zaboru rosyjskiego lub wsi mazowieckiej, której mieszkańcy przenosili się gremialnie do Płocka w poszukiwaniu pracy w Mazowieckich Zakładach Rafineryjnych i Petrochemicznych, czyli dzisiejszym Orlenie, gdzie oferowano mieszkania i inne udogodnienia socjalne, jak wczasy zakładowe, kolonie dla dzieci, itp. Moja rodzina też skorzystała z tej oferty, dostaliśmy mieszkanie w nowym bloku z kaloryferami, ciepłą wodą, balkonem, ale ja całe życie tęskniłam za moją poniemiecką kamienicą w śródmieściu Wrocławia, gdzie zostawiłam swój dziecięcy świat, do którego wracam jak Proust do słynnych Magdalenek, które są symbolem "W poszukiwaniu straconego czasu"
 |
Katedra zimą....
|
 |
Zamek Książąt Mazowieckich z Wieżą Zegarową
|
 |
Wzgórze tumskie jesienią
|
Przed wojną Płock był miastem inteligenckim, nie było tu przemysłu, ale za to były dwie wspaniałe szkoły: Małachowianka i Jagiellonka, męskie Seminarium Nauczycielskie, działało Towarzystwo Naukowe Płockie ze słynną Biblioteką im. Zielińskich, TNP, Teatr Miejski, Towarzystwo Muzyczne, itp. Petrochemia zmieniła wszystko - miasto się rozrosło, powstawały nowe blokowiska, do których mieszkańcy przenosili "wieś do miasta", z czego powstała swoistego rodzaju mieszanka zwyczajów, obyczajów, rytuałów "miejsko-wiejskich". To, co mnie jako dziecko uderzyło, to strzechy na Mazowszu, w Zachodniej Polsce już niespotykane i kocie łby na targowisku w Nowym Rynku, w środku miasta, gdzie chłopi z okolicznych wsi przyjeżdżali wozami, zaprzęgniętymi w konie i handlowali wszystkim: ziemniakami, mąką, drobiem, wieprzowiną, warzywami, owocami, nabiałem, itp. Targ odbywał się we wtorki i piątki. Biegałam tam z koleżanką, najczęściej latem, po czereśnie i inne owoce. W mojej pamięci zachował się jak żywy obraz ogromnego placu, na którym konie z łbami w workach z owsem niespokojnie poruszały kopytami, chłopi z wozów sprzedawali towary, kręcący się ludzie, szukający potrzebnych artykułów, biegające między wozami dzieci, dokazywały wesoło, mężczyźni rozmawiający, paląc papierosy, jakieś dwie kobiety w kolorowych chustkach na głowach, mówiące półgłosem jedna drugiej do ucha. Wokół rozlegał się gwar targowiska utkany z odgłosów ludzkiej mowy, od szeptu po pokrzykiwania, rżenia koni, poszczekiwania psów, skrzypienia kół, szelestu pieniędzy. A w powietrzu unosił się specyficzny zapach mieszanki: odchodów końskich, żywych i upierzonych kur, kaczek, gęsi, mięsa poćwiartowanego, leżącego na wozach, ludzkiego potu i radzieckich dusznych perfum, stwarzając woń charakterystyczną dla takiego miejsca bardziej nieprzyjemną niż do przyjęcia, szczególnie dla mnie, która z zapachami wsi nie była obyta. Na początku lat 70. XX wieku zakazano takiego handlu w środku miasta i postawiono stragany w przestrzeni między Szkołą Podstawą nr 6, do której zresztą chodziłam, a ulicą Nowy Rynek, hala targowa uwspółcześniona jest tam po dziś dzień.
 |
Stary Rynek z fontanną Afrodytą
|
 |
Klasycystyczny Ratusz
|
Lata 70. ubiegłego stulecia to moja edukacja - najpierw Szkoła Podstawowa, tzw. "Szóstka". Stary budynek, zabytkowy z czerwonej cegły, w środku skrzypiące drewniane podłogi i schody, piece, dzięki którym było ciepło. To właśnie tam przeżyłam pierwsze przyjaźnie, sympatie, miłości, pierwsze rozczarowania i łzy, pierwszą dyskotekę, taniec z chłopakiem, pierwszą randkę. Codziennie przemierzałam drogę kilku kilometrów piękną ulicą Kochanowskiego, która obsadzona była na całej swojej długości rozłożystymi lipami, tworząc z gałęzi baśniowy tunel. Musiałam przejść przez ulicę Jachowicza, która wtedy nie miała nawet świateł, a dzisiaj jest jedną z głównych arterii komunikacyjnych w mieście. Doskonale pamiętam drogę szczególnie do szkoły, wiosną w maju, czerwcu i wczesną jesienią we wrześniu, nie dosyć, że lipy wyglądały zjawiskowo, to jeszcze drogę umilały ptasie śpiewy, świergoty i trele. Potem przez długie lata, w kieracie życia, nie zauważałam, że zaczęła się wiosna, że skończyły się żniwa, a o ptasich koncertach w ogóle zapomniałam. Teraz na emeryturze nadrabiam zaległości. Kochałam tę szkołę, nauczycieli, rówieśników. Oczywiście należałam do paczki bardzo dobrych uczniów, ale rozrabiających, więc ciągle wzorowa ocena ze sprawowania wisiała na włosku. Największe hece odprawialiśmy na tzw. religii, na którą biegaliśmy do końca podstawówki właśnie do Katedry. Więc dwa razy w tygodniu szaleliśmy na Tumach, które nie wyglądały tak, jak dzisiaj. Były bardziej dzikie i bardziej dostępne, ale też zaniedbane i brudne. W ogóle wszędzie było szaro, buro i brudno. Wiosną i jesienią biegaliśmy po skarpie, częściej zjeżdżaliśmy na tyłkach, a zimą ślizgaliśmy się na śniegu. Z tych wypraw wracałam najczęściej umorusana i z podartą jakąś częścią ubrania. Dzisiaj nie do wyobrażenia, aby dzieci 10 - 12-letnie same przemierzały taki kawał drogi: Kochanowskiego - Tumy, bawiły się na skarpie bez opieki dorosłych - to były inne czasy. Do Katedry mam ogromny sentyment i darzę ją niebywałą atencją - tam przystępowałam do wszystkich sakramentów oprócz chrztu, tam chrzczona była moja córcia i mój wnuk, który jest jednak Łodzianinem. Katedra wybudowana przed ośmioma wiekami, położona na Wzgórzu Tumskim na wysokości ponad 50 m nad taflą Wisły, wtopiona w obraz kompleksu Zamku Książąt Mazowieckich, imponuje rozmiarami i pięknem romańskiej architektury. Tam właśnie pochowani są Władysław Herman i Bolesław Krzywousty, za którego panowania Płock był stolicą Polski. Bardzo lubię wejść do mrocznej i chłodnej Katedry w dzień powszedni, gdy nikogo nie ma, gdy mogę zostać sama ze swoimi myślami, zebrać je i wyciszyć umysł. Czasami spotykam tam siostrę Hiacyntę, która zajmuje się kwiatami, układając niezwykłe bukiety i stroiki zdobiące ołtarz i kaplice. Czasami zamienimy kilka słów, czasami się uśmiechniemy, a czasami nie zauważymy siebie w tym głuchym i przejmującym mroku, który rozświetlają witraże i organy. To taki czas dla mnie, dla mojej skołatanej duszy i rozedrganych emocji, aby otulić się mistyczną energią pozostawianą przez modlących się w ciągu tych ośmiu wieków....

 |
Wnętrze Katedry
|
Szkoła średnia to słynna Jagiellonka (1974 - 1978) - Liceum Ogólnokształcące im. Władysława Jagiełły w Płocku, powstałe na fali strajków młodzieży w zaborze rosyjskim (napisałam na blogu trzy wpisy właśnie o Jagiellonce). Najsłynniejszym uczniem Jagiellonki był Władysław Broniewski, płocczanin, piewca piękna Płocka i Mazowsza. W Płocku znajduje się rodzinny dom poety, w którym obecnie znajduje się siedziba Związku Nauczycielstwa Polskiego, a za domem rozpościera swe konary stary, wielki dąb zwany Dębem Broniewskiego. Chodząc na Płockie Tarasy, czasami siadam na ławeczce pod dębem i oddycham tym samym powietrzem, którym oddychał poeta. Poemat „Mazowsze” i cykl żałobnych wierszy "Anka" ukształtowały na zawsze moją humanistyczną osobowość i poetycką wrażliwość. W 1973 roku odsłonięto pomnik Broniewskiego, który wpisał się na stałe w nadwiślański pejzaż miasta.
 |
Zdjęcie z Internetu
|
 |
Zdjęcie z Internetu
|
Wielkim wydarzeniem w mieście było reaktywowanie Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w 1974 roku. Od pierwszego dnia, pierwszego spektaklu bywałam w teatrze na spektaklach, koncertach, porankach symfonicznych, zdobywając szlify odbiorcy kultury wysokiej. Nie mniejsze znaczenie dla mojego rozwoju miało Muzeum Mazowieckie w Płocku, które do 2005 roku mieściło się w Zamku Książąt Mazowieckich. Uwielbiałam to miejsce - stare mury, w których unosił się duch historii Płocka i Mazowsza. A ekspozycja zbiorów secesji do dzisiaj jest moją ukochaną, zresztą największą w Europie. W muzeum odbywały się koncerty kameralne, recitale, spotkania z ludźmi kultury i sztuki. Bywałam tam bardzo często jako uczennica i potem jako dorosła osoba, która bez sztuki żyć nie mogła. Dzisiaj Muzeum Mazowieckie mieści się w Kamienicy przy ulicy Tumskiej na przeciwko Nove’goKina Przedwiośnia, którego historia sięga 1935 roku. Wtedy właśnie powstało kino Przedwiośnie z salą kinematograficzno - teatralną na 1500 miejsc. Po wojnie kino wznowiło pracę w 1945 roku, a w latach siedemdziesiątych było jednym z ośrodków kulturalnych Płocka. Odbywały się tam spektakle teatralne, koncerty, spotkania autorskie i projekcje filmów oczywiście. Tam pierwszy raz byłam na występie zespołu Mazowsze, tam jako 10-letnia dziewczynka oglądałam "Pana Wołodyjowskiego" - wtedy film hit, na który poszłam z rodzicami, bo już całą trylogię miałam przeczytaną. Tam chodziłam na wagary, na randki.... Było to kino z tzw. duszą, których już dzisiaj nie ma...
 |
Szkoła Podstawowa nr 6 w Płocku, ul. 1 Maja
|
 |
Przekraczałam te drzwi szkoły przez 6 lat....
|
 |
Słynna Jagiellonka
|
 |
Słynne skrzypiące schody w Jagiellonce
|
Lata 70. XX wieku to rozbudowa nowego Płocka. Powstają wielkie osiedla mieszkaniowe z tzw. wielkiej płyty. Marzenie każdego, aby dostać mieszkanie, aby mieć własny kąt. nieważne, że nie było infrastruktury, że tonęło się w błocie, ale ludzie mieli gdzie mieszkać. A dach nad głową to przecież fundamentalna potrzeba. Czas oczekiwania na mieszkanie 20 lat, chyba że z zakładu pracy, wtedy trochę szybciej. Mieszkania małe, niefunkcjonalne klitki, ale z ciepłą wodą i miejskim ogrzewaniem - luksus. Szare bloki szpeciły nie tylko Płock, ale wszystkie miasta i miasteczka w socjalistycznej ojczyźnie. Dzisiaj, kiedy patrzę na to ogromne kolorowe osiedle, pełne zielonych skwerów, klombów, dorodnych starych drzew, pięknie utrzymanych trawników serce mi po prostu rośnie. Płock wypiękniał i stał się bardzo atrakcyjnym miastem, które jest moim miejscem na Ziemi.
O latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych w następnej części....
Wpis uświadomił mi, że Płock to także Moje Miasto. Znam w nim wiele ciekawych miejsc, ich historię, teraźniejszość. Czytając rozmarzyłam się na tyle, że zaplanowałam niejeden wiosenny spacer. Po Płocku właśnie.
OdpowiedzUsuńFantastycznie👍👌👍
UsuńMyślę, że w Płocku jest mnóstwo pięknych i ciekawych miejsc, czyniąc to miasto bardzo atrakcyjnym👍👌👍Pozdrawiam Płocczankę💚
UsuńNie jestem rodowita Ploczczanka ale mieszkam tu od 50 lat i bardzo lubie to miasto
OdpowiedzUsuńJoasia - autorka
UsuńJa też nie jestem Plocczanką, ale to moje miejsce na Ziemi, do którego jestem bardzo przywiązana💕💕💕