8 podstawowych kroków do dobrostanu...
Spróbuj "zobaczyć świat w ziarenku piasku i raj w dzikim kwiecie, zmieścić nieskończoność w dłoni i wieczność w godzinę" - William Blake. Zaczynam ten wpis cytatem, który, moim zdaniem, jest kluczem do własnego JA, pogodzonego ze sobą JA, do JA pozytywnego pod względem myśli, emocji i uczuć, w końcu do JA spokojnego, wyciszonego, które gdzieś gubimy w procesie życia, w zgiełku, stresie i frustracji, walcząc do upadłego o uwagę otoczenia, spełniając kolejne oczekiwania najpierw najbliższych (rodziców, rodzeństwa), potem nauczycieli i rówieśników, pierwszej miłości i przyjaźni, wreszcie kolejnych szefów, aż w końcu własnej rodziny (partnera, dzieci, starzejących się rodziców). Chowamy głęboko rozczarowania, rozpacze smutki, rany, wypieramy złe doświadczenia, przeżycia, doznania, emocje, które targają nami jak burza piaskowa na Saharze. Za wszelką cenę chcemy być dla świata atrakcyjni fizycznie i psychicznie, za wszelką cenę chcemy być "fajni", po drodze gubiąc bezradne niemowlę, które wkurza rodziców, bo krzyczy, bo płacze bez powodu, jak to wydaje się opiekunom, którzy ignorują rozpacz malca, kruche małe dziecko, z którym nie chcą bawić się rówieśnicy, młodą dziewczynę czy chłopaka porzuconego, bo nie był wystarczająco atrakcyjny. Zamykamy się w sobie, przestajemy o siebie dbać. Wszystkie skrzywdzone postacie, które mieszkają w nas, wypieramy, mocno, chowając je gdzieś w zakamarkach duszy i serca. Udajemy, do perfekcji doprowadzając używanie różnych masek w zależności od okoliczności. Powoli zapadamy się w sobie, przepraszamy, że żyjemy, znikamy zaprzężeni w życie rodzinne i zawodowe, zostając trybikiem w machinie życia, zapominając o sobie, swoich potrzebach, pragnieniach, marzeniach, które w kieracie życia stają się wydumanymi i śmiesznymi mrzonkami.
![]() |
Moja pasja - amatorska fotografia, bratki ze spaceru na Tumach |
Znam to wszystko jak własną kieszeń, znam to wszystko od podszewki. Przez całe długie lata realizując oczekiwania społeczne, zawodowe, materialne i każde inne, zapominałam o sobie, gnając i pędząc po "szczęśliwą rodzinę", karierę zawodową, aprobatę społeczną, dobra materialne. Realizowałam długoletni plan, jak w gospodarce socjalistycznej, nie zważając na koszty, a szczególnie koszty własne. Pamiętam takie oto wspomnienie, które do dzisiaj mną wstrząsa i budzi tak ogromny smutek, że aż serce mi pęka: moja Córuchna ma osiem, dziewięć lat, jest chora na zapalenie oskrzeli, a ja zostawiam ją w domu, w łóżku i idę do pracy do szkoły, bo uczniom nie mogą przecież przepaść lekcje. Pracowałam po drugiej stronie ulicy, więc przybiegałam na przerwach do domu, aby dać jej jedzenie, lekarstwa, itp. Jakiś obłęd po prostu!!! Całe lekcje serce bije mi jak szalone, jestem myślami przy niej, biegam kilka razy w tę i z powrotem, nie jem, nie piję, nie mam kiedy pójść do toalety. Tu chora Dominika, tu dzieci, które uczę języka polskiego i poczucie obowiązku, rozdzierający dramat, w którym w ogóle mnie nie ma.... Byłam tak zakręcona, że nie widziałam wtedy żadnego problemu, wręcz przeciwnie, uważałam, że jestem bohaterką. Takich sytuacji w moim życiu, kiedy na przykład zwolnienie lekarskie chowałam do torebki i szłam do pracy, były dziesiątki. Dziesiątki razy wszystko i wszyscy byli ważniejsi niż ja sama dla siebie. Z czasem uznałam to za "normalną normalność", realizując życie w myśl hasła: muszę dać radę, bo kto, jak nie ja, bo kiedy, jak nie teraz.... Brałam na siebie tyle obowiązków rodzinnych, zawodowych i wszystkich innych, że nie miałam czasu, ani w ogóle potrzeby zastanawiać się nad sobą, swoim życiem. Ale po czterdziestce coś jednak zaczęło mnie uwierać, coś przeszkadzać, coś we mnie zaczęło pękać, zaczęło mi szwankować zdrowie fizyczne i psychiczne. Zbiegło się to z transformacją ustrojową w Polsce, a pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia z wprowadzaniem reformy oświaty. Wtedy uczestniczyłam w programach międzynarodowych i ogólnopolskich, w których przeszłam mnóstwo szkoleń, poświęconych rozwojowi osobistemu, komunikacji społecznej, pracy z grupą, itp. Głównym przesłaniem tych wszystkich nauk była taka oto myśl przewodnia: żeby pracować z drugim człowiekiem, uczyć go, wychowywać, najpierw trzeba poznać siebie, nawiązać ze sobą kontakt, umiejętnie ten kontakt utrzymywać, znać swoje mocne i słabe strony, poznać swoje potrzeby, pragnienia, ustalić hierarchię wartości, zaakceptować siebie, polubić, pokochać, poukładać to wszystko sobie w głowie, poukładać relacje rodzinne, towarzyskie, zawodowe i dopiero wtedy można efektywnie pracować. Oczywiście to sytuacja idealna, ale ideały są po to, aby do nich dążyć. Właśnie wtedy dotarło do mojej świadomości, że kręcąc się w kieracie życia jak wół, zapomniałam o sobie. Dla mnie to było jedno z najważniejszych moich życiowych odkryć. Ponieważ nie tak łatwo jest zajrzeć w głąb siebie z refleksyjnością dojrzałego człowieka, więc pierwsze próby były bardzo pobieżne. Pewnego dnia zapytałam siebie, czego chcę - pierwsza odpowiedź: długiego grafitowego futra (takie wtedy były modne). Poszłam do sklepu znanego w Płocku kuśnierza i kupiłam takie futro na kredyt, który spłacałam dwa lata. Nie miałam wtedy takiej gotówki, ale zrobiłam to, bo koniecznie chciałam coś dla siebie zrobić. Byłam z siebie niezmiernie dumna. Ilekroć ubierałam to futro, tylekroć myślałam, że jestem wielka, że w końcu zadbałam o siebie, że kupiłam coś dla siebie, co sprawiało mi niekłamaną przyjemność. Szybko się jednak okazało, że rzeczy materialne podnoszą moje poczucie wartości na chwilę, że szybko powszednieją, że kolejne futro, które kupił mi Mężuś nie sprawiło już takiej przyjemności. Doszłam do wniosku, że jednak nie w tym rzecz.... I wtedy zaczęłam prawdziwą, mozolną pracę nad sobą. Bardzo chciałam siebie poznać, bardzo chciałam wiedzieć, co mi się we mnie samej podoba, a co koniecznie muszę zmienić, ustaliłam hierarchię wartości i do dzisiaj się jej trzymam, zaczęłam zastanawiać się nad moimi potrzebami, pragnieniami, które sprawią, że poczuję się spełniona. W tamtym czasie bardzo często wykorzystywałam język pisany do pracy nad sobą, aby było do czego się odwołać, aby nic nie umknęło, nie przepadło wraz z niepamięcią w niebyt procesu myślowego. Zagłębiałam się coraz bardziej i coraz bardziej w siebie, odszukałam to małe niemowlę, tę małą kruchą dziewczynkę, tę dojrzałą kobietę z bagażem doświadczeń życiowych, po to, aby w końcu o siebie zadbać, aby siebie polubić, pokochać i po prostu ze sobą być. W tej materii nie ma pracy skończonej, jest to proces odbywający się każdego dnia.... Ale po dwudziestu latach udało mi się ustalić kilka zasad, konsekwentnie wdrażanych w życie, które są potrzebne, aby doświadczyć dobrostanu i cieszyć się byciem ze sobą, cieszyć się życiem.
![]() |
Wieża Zegarowa Zamku Książąt Mazowieckich ozdobiona kwitnąca magnolią |
![]() |
Spełniam się, robiąc takie zdjęcia.... |
Zasada nad zasadami: poznać siebie, zaakceptować, polubić, pokochać i traktować jak własne dziecko z czułością, atencją, czujnością na własne potrzeby, pragnienia, marzenia, okazując sobie szacunek.
Zasada 1. Traktować siebie holistycznie - zdrowie fizyczne i psychiczne idzie ze sobą w parze, są to naczynia połączone. Jeżeli będziemy ciągle zestresowani, sfrustrowani, zrozpaczeni, smutni to tracimy odporność fizyczną, itd. Chorujemy, bo organizm daje sygnały, że nie dbamy o siebie.
Zasada 2. Wszystko zaczyna się i kończy w głowie, dlatego warto zadbać o nasz skarb, czyli o mózg - są dwa proste sposoby: dotlenianie i nawadnianie organizmu, w tym właśnie mózgu: picie około 2 litrów wody dziennie. Kiedy organizmowi brakuje wody, czujemy się źle, a mózg przestaje pracować, jesteśmy osłabieni, rozdrażnieni, nerwowi, a nawet agresywni. Świeże powietrze - nie bez kozery nasze babcie mówiły, że trzeba się przewietrzyć, trzeba przewietrzyć głowę, trzeba dotlenić mózg, wtedy mamy tzw. trzeźwość umysłu. Oczywiście jak świeże powietrze to ruch, świetnie uprawiać jakiś sport na powietrzu, regularnie chodzić na spacery, ale nie oszukujmy się, w natłoku zadań dnia codziennego często nam się po prostu nie chce, nie mamy siły, itp. Wtedy znajdźmy powód, żeby iść na pieszo do pobliskiego sklepu, to już coś! A jeżeli nawet tego nie możemy zrealizować to wyjściem jest balkon - choć na pięć minut, zaczerpnąć powietrza, niezależnie od pogody.
Wspanialy i madry wpis. Wpisuje go sobie w głowie i sercu💚💚💚
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie 💚💙❤️Cieszę się bardzo, bo taki też był cel wpisu❤️💚❤️
UsuńPrawda
OdpowiedzUsuńPiękno
Dobro
Dziękuję pięknie❤️💚❤️
UsuńDanusiu recenzja w trzech słowach, a moja satysfakcja ogromna, bo to piękne trzy słowa i bardzo pozytywnie wartościujące👍👌👍
UsuńPani wpis jest mądry, słuszny, pełen wartościowych wniosków i refleksji. Czytam to i myślę to prawie jak ja, prawie bo z drobnymi różnicami, nie córka tylko synowie, nie po 40 a po 50 niestety oprzytomniałam. To co pani pisze jest mi niezwykle wprost emocjonalnie bliskie. Przeczytam to jeszcze raz na spokojnie 💕 tak jak czytam po kilka razy Czułą przewodniczkę. Pani wpisy i refleksje są niezwykle wartościowe. Nie bywam już praktycznie na fb. Teraz używam Instagram, ale za każdym razem jak zaglądam na fb, czytam pani wpisy ❤️dziękuję 🌷
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie💚🍀💚Dzięki blogowi i fb udało mi się odkryć kilkoro fantastycznych ludzi👍💚👍Wymana myśli z Panią to dla mnie fantastyczne doświadczenie👌👍👌Dzięki takim ludziom jak Pani nakręcam się pozytywnie nie tylko do pisania, ale do życia w ogóle👍❤️👍Pozdrawiam serdecznie❤️💚❤️
UsuńJest mi bardzo bliskie to co u Ciebie przeczytałam 💛❤️💛
OdpowiedzUsuńCieszę się wielce, że Agniesiu identyfikujesz się z tekstem, który jest uniwersalny, bo myślę, że każdy marzy o dobrostanie👍👌👍
Usuń💖💖💖💖
OdpowiedzUsuń🥰😍🥰😍🥰😍
UsuńMądre, pouczajace słowa, bierzymy życie tu i teraz, takim jakie jest, zmieniajmy się🙂👍myślmy pozytywnie- to moja maksyma
OdpowiedzUsuńLubię czytać Pani teksty- zawsze coś dla siebie wybiorę🙂👍pozdrawamiam, tak trzymać
Joasia - autorka
UsuńDziękuję pięknie za cieląt recenzję🧡🥰🧡Jest to dla mnie ogromna satysfakcja i rafość, że moje teksty są motywatorami dla czytelników👍🧡👍To wieki zaszczyt🌻🧡🌻
Madre rady inteligentnej kobiety.....tekst dal mi duzo przemyslen...od d awna ucze sie....zyc dla siebie....spelniac marzenia...i te drobne....i te wieksze....optymistka bylam zawsze...tego nauczyla mnie Muzyka,z ktora bylam bardzo blisko od dziecka...UJ
OdpowiedzUsuńJoasia - autorka
UsuńBardzo się cieszę, że moi czytelnicy identyfikują się z tekstem, który jest świetnym motywatorem do pracy nad sobą i dla sienie👍👍👍To niekłamana satysfakcja❤️🧡❤️