"A Ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź..." - wiersz K. I. Gałczyńskiego jest poetyckim wstępem do ostatniej części moich wspomnień o podróżach do Królestwa Hiszpanii, na jedną z Wysp Kanaryjskich - Teneryfę. Wprawdzie poeta miał inne wyspy szczęśliwe na myśli, czyli Pola Elizejskie, znane z mitologii greckiej jako część Hadesu, gdzie było miejsce dla dusz dobrych ludzi. Podróż natchniona marzeniem do wysp szczęśliwych, krainy niezwykłej roślinności, wszystkich odcieni zieleni, różnobarwnych kwiatów, kolorowych motyli, miejsce spokojnego snu, odprężenia, idyllicznego spokoju i harmonii niczym niezmąconej, miejsce miłości, zmysłowości, intymności... Dla mnie taką właśnie wyspą jest Teneryfa, postrzegana moimi zmysłami i emocjami. Dlatego pewnie Kanary, leżące na Oceanie Atlantyckim nazywane są Wyspami Szczęśliwymi. Pacyfik zresztą też ma swoje Wyspy Szczęścia - to archipelag wysp Tuamotu, koralowych atoli rozrzuconych na bezkresnym błękicie Oceanu Spokojnego. Tym razem to ja zawiozłam mojego Mężusia na Wyspy Szczęśliwe, to ja wybrałam destynację, to ja przeczytałam mu wiersz w samolocie, to ja roztoczyłam przed nim poetycki obraz krainy rajskiej. Czasami, żeby marzenia się spełniły trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.
Rok 2007 - mocno i długo zastanawiam się, gdzie wyruszyć w wakacyjną podróż. Rozmawiałam o tym z mamą, gdyż nie byłam zdecydowana, nie umiałam wybrać destynacji, tyle miejsc chciałabym zobaczyć, ale wiedziałam, że to musi być coś wyjątkowego, bo też wyjątkowy był dla nas właśnie ten rok. I nagle mama mówi: no, a Wyspy Kanaryjskie, przecież to było twoje marzenie... Ta rozmowa utkwiła mi na całe życie, bo właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że nie ja, a moja mama pamiętała o moich marzeniach... Myślę, że to był zwrotny punkt w moim życiu. Nie mogłam wyjść z podziwu... Dobiegałam powoli pięćdziesiątki, wpadłam tak w wir życia - pracy, domu, macierzyństwa, relacji rodzinnych, towarzyskich, że zapomniałam o swoich marzeniach, zapomniałam o sobie, o tej małej rozmarzonej dziewczynce, którą gdzieś po drodze zatraciłam, zmagając się z życiem. To był kubeł zimnej wody!!! Jak to się mogło stać? Jak do tego doszło? Mieliśmy odłożone trochę grosza na tzw. czarną godzinę, ale ja zadecydowałam, że naruszymy te oszczędności, że żyjemy tu i teraz, że pieniądze to rzecz nabyta, a rzeczy materialne nie nakarmią mojej duszy, zmysłów, emocji, nie rozbudzą mojej wyobraźni. Uznałam, że do szczęścia nie jest nam potrzebny duży dom, ani nowy samochód z salonu, nigdy nie ubierałam się w rzeczy markowe, nie miałam "nastu" par butów, nie wydawałam kroci na kosmetyki. Odkładałam na wakacje, na podróże, na wyjazdy, to dla mnie był priorytet, z którym w 100% zgadzał się mój Mężuś. Kiedy moje koleżanki szalały po sklepach, kiedy w ciągu trzech lat zmieniały meble i wystrój domu, kiedy co dwa lata zmieniały samochody, ja planowałam następny wyjazd, potem kolejny i kolejny... Piszę to dlatego, żeby pokazać, że realizacja marzeń, pasji, zamiłowań w dużej mierze zależy od naszych decyzji i naszych wyborów, naszych priorytetów. Mnie na pewno cechowała konsekwencja i upór maniaka. Czasami na takie wyjazdy zapożyczaliśmy się, czasami wystarczyło to, co odłożyłam, czasami naruszaliśmy żelazne oszczędności. Z perspektywy czasu wiem, że było warto... W pandemii jest to nasz największy kapitał... Właśnie te szalone wspomnienia....
Początek lipca, lotnisko im. F. Chopina, ja jak zwykle mam motyle w brzuchu i tę niekłamaną satysfakcję, że spędzę w samolocie 6,5 h, uwielbiam latać. Uwielbiam ten rodzaj ekscytacji, który powoduje, że jestem w innym wymiarze. Jestem wtedy w siódmym niebie z perspektywą przygody, o której nawet nie śniłam. Nad ranem lądujemy na Teneryfie, udajemy się do Los Americas, do hotelu Catalonia Oro Negro. Okazuje się, ku naszej wielkiej uciesze, że w tym hotelu jest nas troje Polaków - my i Jola - nauczycielka wf z Krakowa. Reszta gości to przede wszystkim Hiszpanie, Włosi i niestety kilkoro Anglików... Kierowniczka zamkniętej restauracji hotelowej, w której działała klimatyzacja, codziennie rano użerała się z nimi, bo przychodzili na śniadanie w strojach kąpielowych i na boso. Mnie po prostu brało obrzydzenie, gdy patrzyłam na ich tłuste ciała, wylewające się ze skąpych męskich slipek, bądź damskich kostiumów. Ciągle były rozróby, ale obsługa hotelowa była nieprzejednana na szczęście. Wieczorem było to samo, ponieważ na kolacji obowiązywały u mężczyzn długie spodnie, a kobiety nie mogły wchodzić w pareo, na przykład. Nie muszę dodawać, że my oczywiście byliśmy korekt, za co spotkał nas ogromny zaszczyt, bo zostaliśmy zaproszeni jako najbardziej elegancka para na serwowaną kolację z winem, a ja otrzymałam kwiattek.

Nasz hotel, nasza serwowana kolacja, mój kwiatek....
Na Kanarach sezon trwa cały rok. Klimat jest umiarkowany i łagodny, a wietrzyk znad oceanu przyjemnie otula ciepłym dotykiem. Panuje tu wieczna wiosna, czasami bardzo ciepła, przechodząca w lato, ale to nie są temperatury, które zwalają z nóg, jak chociażby w Maroku, naprzeciwko którego leży Teneryfa. Temperatury wahają się od 21 do 29 stopni C. Miejscowość, w której wypoczywaliśmy, tonęła w egzotycznej roślinności, jak w wierszu Gałczyńskiego. Feria barw, ich odcieni, fantazyjnych kształtów i tej wielkiej dbałości o każdy najmniejszy krzew, czy kwiat, nie mówiąc o niezwykle wypielęgnowanej trawie to sensualny obraz, muzykalnie dopełniony przez trele ptaków i wszechobecne cykady... Miałam wrażenie, że jestem w jakiejś egzotycznej baśni.
 |
Egzotyczna roślinność | | |
 |
Ciągle mnie coś zadziwiało....
|
Ponieważ Kanary to wyspy wulkaniczne, dlatego pierwotne plaże są ciemnego koloru z błyszczącymi cząsteczkami piasku, które mienią się w słońcu. My byliśmy na różnych plażach: kameralnych, turystycznych, pełnych złotego piasku (importowanego z innych krajów), czy właśnie czarnych, połyskujących. Oczywiście lazurowa woda zatoki oceanicznej uwodziła swoją barwą i nieskazitelną czystością. A całe otoczenie kusiło swym krajobrazem, abyśmy rzucili się ochoczo w objęcia tego miejsca. Na plaży toczyło się intensywne życie - Azjatki oferowały masaże, sprzedawcy zachęcali do kupna napojów czy kanaryjskich przysmaków, dzieci dokazywały przede wszystkim w wodzie, a dorośli wygrzewali się w słońcu. Popołudnia i wieczory spędzaliśmy, w rytmie słowa despacito, włócząc się po plaży, wielokilometrowej promenadzie nad plażą, oglądając niezwykle krótkie, choć intensywne zachody słońca, przesiadując w uroczych knajpkach i oczywiście na tańcach, w rytmie hiszpańskiej muzyki naznaczonej gitarą i flamenco. Czasami spędzaliśmy wieczór na hotelowych animacjach: codziennie wieczorem przy basenie goście hotelowi mogli brać udział w programie animacyjnym, którego ekscytującą częścią była gra konkursowa, kto wygrywał, dostawał nagrodę i oczywiście splendor publiczności. Rzecz w tym, że ani Jola, ani my zupełnie nie wiedzieliśmy, o co chodzi w tej konkurencji... Hahahaaaaa... Siedzieliśmy przy stolikach, rozdawano nam jakieś karty i numerki, potem animator coś mieszał w kolorowym kubełku, wyjmował jakąś kartę, jakiś numerek, odczytywał, ktoś wstawał, rozlegały się brawa, ale to wcale nie oznaczało, że wygrał... Emocje były kolosalne... Co się działo potem, to dosłownie czarna magia... Sąsiadujący z nami Hiszpanie, bardzo chcieli nam pomóc, ale my zupełnie nie łapaliśmy, o co chodzi i tak zostało do końca.... Jednak ile się przy tym uśmialiśmy, ile nawiązaliśmy fajnych kontaktów, to po prostu nasze... A potem była do późnych godzin nocnych zabawa, tańce i wszechlejąca się sangria z cytrusami, której jestem wielką fanką... Minęło tyle lat, a my, gdy z Mężusiem wspominamy te wieczory, to albo śmiejemy się do rozpuku, albo z rozrzewnieniem wspominamy to idylliczne miejsce i czas.....
 |
Beztrosko korzystaliśmy z dobrodziejstw Teneryfy
|

 |
|
Uwielbialiśmy knajpkę z muzyką na żywo, z widokiem na ocean. Świetnie się tam bawiliśmy kilka razy. Spotkaliśmy w tej knajpce młodą Polkę, która była kelnerką. Daleko od domu zamienienie kilku słów po polsku to zawsze miła sprawa. Ale tym razem była to dłuższa rozmowa - dziewczyna po studiach, zaczęła pracę w korporacji, na Teneryfie znalazła się turystycznie. I właśnie tu odkryła, że nie chce wracać do Polski, do Łodzi, do korporacji. Nie chce takiego życia. Wróciła do Polski jedynie po to, aby załatwić wszystkie sprawy i zamieszkała na Wyspie Szczęśliwej, bo stwierdziła, że tu jest jej miejsce na Ziemi. Słuchałam tej opowieści jak zaczarowana.... Mam wielkie uznanie dla ludzi, którzy podejmują ryzyko, aby zadbać o siebie, aby stworzyć sobie warunki do szczęścia, aby dać sobie szansę przeżycia życia na własną modłę. Dziewczyna powiedziała nam, że do jej decyzji najbardziej przyczynił się widok bezkresu oceanu, co rozbudziło w niej pragnienie wolności. Jak ja ją bardzo rozumiałam.... Sama nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby nie fakt, że bardzo wcześnie zostałam mamą i to zdeterminowało moją drogę życiową. W moim macierzyństwie odpowiedzialność za dziecko było priorytetem, więc mimo, iż wielokrotnie doświadczałam duszenie się w otaczającej mnie rzeczywistości, ciągnęłam ten "wózek", aby stworzyć mojej Córuchnie stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. Jestem szczęśliwa, że ona powtarza mój wzór i robi dokładnie to samo wobec Adasia, mojego wnuka, choć na swój sposób i w swoim stylu. Podróże to życie w wielowymiarowości doznań, przeżyć, doświadczeń, to spotykanie różnych ludzi, to przypatrywanie się różnym kulturom, to nieustająca refleksja o świecie i życiu, to wielkie szczęście i wielkie piękno tworzenia siebie.... I nie muszą to być podróże dalekie, ani nawet bliskie, to mogą być podróże z muzyką, malarstwem, literaturą, teatrem czy filmem, czy czymkolwiek innym, ale ta najpiękniejsza to podróż w głąb siebie, aby znaleźć siebie od nowa i dla siebie po prostu być....
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zwiedzili atrakcji, które oferuje Teneryfa, ale o wizytówce Teneryfy - wulkanie Teide, Loro Parku, Icod de los Vinos oraz o Gomerze i Kolumbie w następnej części, już wkrótce....
Komentarze
Prześlij komentarz