Kolejną część opowieści o słonecznej Hiszpanii, a właściwie Katalonii zacznę od miasta Figures - miasta Salvadora Dali. Jak każde hiszpańskie miasto, miasteczko, miejscowość tonie w zabytkach, pomnikach kultury, historii, co dla mnie jest niesamowicie atrakcyjne. Ale oczywiście punktem kulminacyjnym w Figures jest autorskie muzeum ekscentrycznego kreatora sztuki - Salwadora Dali - jednego z najbardziej rozpoznawalnych artystów XX wieku, surrealisty, który wymyślił swoją własną metodę surrealistyczną, zwaną paranoiczno - krytyczną. Może nie do końca kocham jego sztukę, ale jego fascynujące życie i miłość do ukochanej żony - Galii. Ta miłosna relacja artysty z Galią zawsze poruszała moje zmysły. Byłam w życiu w wielu muzeach, bo to moja pasja, ale czegoś podobnego nie widziałam nigdy przedtem, ani nigdy potem: już sam wygląd zewnętrzny obiektu po prostu szokował - dach w jajach, ściany w chlebach - dla artysty miało to fundamentalne znaczenie, gdyż uważał jajko i chleb za symbol początku życia. Surrealistyczne eksponaty i ich aranżacja wystawiennicza po prostu zadziwiała, zachwycała, zdumiewała, ale przede wszystkim działała niezmiernie na wyobraźnię. W patio, samym sercu muzeum, stoi wielki czarny Cadillac, z którego artysta uczynił szokujące dzieło sztuki, naciskało się guziczek i po szybach w środku lała się woda, jak wodospad.... To dla upamiętnienia zdarzenia w Ameryce - Dali przemoczony do suchej nitki wsiadł do taksówki, miał jednak wrażenie, że w jej środku wciąż pada deszcz, wrażenie było tak silne i zmysłowe, że wykorzystał je, tworząc instalację. W muzeum spotkała mnie nieprzyjemna przygoda - nie można było fotografować, ale ja nie dałam rady, wyjęłam aparat, zrobiłam kilka fotek, wydawało mi się, że nikt tego nie widzi, a jednak.... Kobieta przedziera się przez tłum zwiedzających i krzyczy, wytykając mnie palcem, przyspieszam kroku, zbiegam po schodach jak szalona, w patio mieszam się z tłumem, Mężuś przez dobre pół godziny udaje, że mnie nie zna... Był wściekły, albo wrzeszczę w kinie, albo uciekam przed służbami w muzeum, ze mną nigdy nie może być normalnie, ale po latach myślę, że właśnie ta moja "nienormalność" go uwiodła... Hahahaaaaa..... Nie tylko zresztą jego....... Hahahaaaaaa.....

 |
Chleby na ścianach zewnętrznych Muzeum Salwadora Dali
|
 |
Mistrz surrealizmu i ja....
|
 |
Galia - żona Mistrza, kobieta jego życia
| | | | | | | | |
|
 |
Słynny czarny Cadillac
|
 |
Naciskałam guziczek, w środku strumień deszczu robił ogromne wrażenie | |
|
|
|
|
|
|
|
 |
Jedna z szokujących sal w muzeum - Twarz
|
Kolejnym przystankiem w naszej podróży było średniowieczne miasto - Girona, które ma jedną z najlepiej zachowanych starówek średniowiecznych w Hiszpanii i jedną z największych historycznych dzielnic żydowskich w Europie. Niesamowite wrażenie robi malownicza zabudowa barwnych domów wzdłuż brzegów rzeki Onyar. To jeden z najbardziej rozpoznawalnych kadrów miasta. No i jak zwykle, nie obyło się również tam bez incydentu: w dzielnicy żydowskiej uliczki tak wąskie, że ledwo można było się przecisnąć, chyba dawniej ludzie po prostu byli mniejsi, szczuplejsi. Każdy zaglądał do takiej uliczki, robił zdjęcie i szedł dalej, ale mnie zainteresowało, co jest na końcu tego przesmyku, więc poszłam zobaczyć, gdy wróciłam na miejsce, nikogo już nie było, z moim Mężusiem włącznie. Trochę mnie to zasmuciło, a właściwie bardzo, ale ruszyłam w górę dzielnicy, gdzie uważałam, że wycieczka powinna iść, nie mogłam uwierzyć, że Mężuś mnie zostawił.... Zrobiło mi się naprawdę przykro, jak dziecku, które zgubiło się na ulicy albo w markecie, może nawet zakręciła mi się łezka, nagle zza rogu wygląda głowa Mężusia: chciałem zobaczyć twoją minę, powiedział, śmiejąc się, sama wiedziałam, że minę miałam nie najlepszą, obraziłam się oczywiście, ale gdy dogoniliśmy wycieczkę, przeszło i jemu, i mnie, więc dalej delektowaliśmy się pięknem tego miejsca. Ponieważ jestem osobą, która uczy się na błędach, nigdy więcej nie zrobiłam takiego numeru.... O! Nie, jednak nieprawda, zdarzyło się to jeszcze raz, wiele lat później - w Egipcie... Hahahaaaa.....
 |
Kolorowe domy na obu brzegach rzeki - fantastyczny widok |
|
 |
Niezapomniane widoki, niezapomniane miejsca |
 |
Niezwykle urokliwa uliczka w Gironie |
 |
Słynna Dzielnica Żydowska |
 |
Catedral Santa Maria -posiada jedną nawę o największej rozpiętości na świecie, jeśli chodzi o architekturę gotyku - po prostu cudo sztuki sakralnej
|
|
|
Niezwykłe wrażenie zrobił na mnie masyw górski Monserrat, gdzie na górze o tej samej nazwie znajduje się Opactwo Matki Bożej, na które składa się: męski Klasztor Benedyktyński i Sanktuarium Czarnej Madonny - miejsce kultu Matki Boskiej, mające w Katalonii znaczenie naszej Jasnej Góry. Sam wjazd na górę (775 m n.p.m.) serpentynami powodował zawrót głowy i ze strachu, i z przejęcia, i z powodu spektakularnego krajobrazu, którego widoki były oszałamiające. Serce biło mocniej, szczególnie ma zakrętach, w głowie szum, bardziej z bojaźni niż z wysokości. Ale to, co zobaczyłam, warte było wszystkiego! Budynki klasztorne wkomponowane w postrzępione, niczym zęby piły, skały tak, jakby w nich wykute, robią porażające wrażenie, gdyż wygląda to, jakby skały o dziwnych kształtach zwisały nad budynkami. Oczywiście najznamienitszy z nich to Sanktuarium, w którym znajduje się cudowna figura Czarnej Madonny, owiana legendami i mitami, co dodaje mistycznej niezwykłości, która zmusza wręcz do żarliwej modlitwy, pełnej próśb i dziękczynienia. Miejsce to nazywane jest miejscem spełniania marzeń, gdyż święta energia wytworzona przez wieki w głębokich modlitwach, prośbach, błaganiach otula nasze myśli, nasze emocje, co powoduje, że wiele z tych marzeń rzeczywiście zostaje wysłuchanych. Byłam w wielu takich miejscach, wszystkie moje prośby spełniły się, bo wierzyłam w nie głęboko, nie przyjmowałam innego wariantu życia, wszak jestem totalna.... Wiara czyni cuda.... Pielgrzymi zmierzają tam nie tylko z Katalonii, ale z całej Hiszpanii i mnóstwo turystów, dzięki którym dziedziniec klasztoru to istna Wieża Babel. Miejsce dla duszy i zmysłów po prostu wyjątkowe, nie do zapomnienia.
 |
Klasztor Benedyktynów pośród masywu górskiego Monserrat
|
 |
Cały obiekt robi niesamowite wrażenie
|
 |
Dziedziniec Klasztoru Benedyktynów
|
Hiszpania to również słońce, plaże, romantyczne zachody słońca, flamenco i sangria. Doświadczałam tego za każdym razem, kiedy moja stopa dotykała ziemi Królestwa Hiszpanii. Oprócz zwiedzania, delektowania się historią, architekturą, sztuką, odwiedzaliśmy winiarnie, degustowaliśmy trunki, bawiliśmy się na wieczorach flamenco i opróżnialiśmy całe dzbanki przyrządzonej po hiszpańsku sangrii - która smakowała, jak boska ambrozja. Oj, działo się działo... Wesołościom, śmiechom, tańcom nie było końca... Uwielbiamy biesiadę, zabawę, taniec, towarzystwo, a tam to wszystko było na wyciągnięcie ręki, więc czerpaliśmy pełnymi garściami w myśl zasady z wiersza naszej Noblistki: „Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”... Pewnego wieczoru pieśniarka Mercedes po swoim występie zeszła ze sceny z koszem czerwonych goździków i wręczała je wybranym przez siebie mężczyznom. W zasięgu jej zainteresowania znalazł się mój Mężuś, który szarmancko pocałował ją w rękę, ludzie z sali kazali mu to powtórzyć, bo nie zdążyli zrobić zdjęcia i wtedy Mercedes po prostu pocałowała mojego Mężusia, rozległy się oklaski... Byłam dumna, że mam takiego mężczyznę... Bawiliśmy się przednio do późnych godzin nocnych, tego wieczora i każdego innego, gdy tylko nadarzyła się okazja.
 |
Fantastyczny pobyt w regionalnej winnicy....
|
 |
W jednej z winiarni - degustujemy ostro... Hahahaaaaa
|
 |
Wieczór flamenco - zjawiskowy
|
 |
Bawiliśmy się przednio przez cały pobyt w Hiszpanii
|
 |
Mężuś z Mercedes - wzrok mówi wszystko!
|
Bonus tej podróży to wycieczka do Andory, do której jechaliśmy przez malownicze Pireneje, oglądając widoki baśniowe, na zawsze pozostające na rolce pamięci. To malutkie księstwo między Hiszpanią a Francją, w wysokich górach, około 2000 m n.p.m., zalane słońcem, którego bezsprzeczny atut to strefa bezcłowa... Hahahaaaa. Miasto z bajki - wymuskane, zadbane, czyściutkie, milutkie, otoczone wysokimi Pirenejami, dodającymi uroku i niezwykłości krajobrazowi. To mój świat - kolorowy, luksusowy, uwodzący pięknem. A natura stuprocentowej kobiety odezwała się we mnie w perfumeriach i sklepach z alkoholami - dobrze, że Mężuś to silny mężczyzna... Hahaaaaaa.... Pamiętam kafejkę na głównej ulicy, smak i zapach kawy oraz rogalika francuskiego, jak u Prousta, miałam poczucie wyjątkowości chwili, jakbym Pana Boga za nogi chwyciła.
 |
Andora -romański kościół Santa Colona z piękną dzwonnicą z IX wieku
|
 |
W Andorze się czułam, jak ryba w wodzie
|
 |
Fantastyczne wspomnienia
|
Wspomnienia sprzed ponad 20 lat, a tak, jakby wszystko działo się kilka miesięcy temu, pamiętam zdarzenia, emocje, ludzi i tę ogromną radość, że mogę doświadczać tak fantastycznych rzeczy.... Dla mnie jest to zawsze rozkosz odkrywania świata, smakowania życia, delektowania się urokiem chwili. Mam w sobie na pewno coś z podróżnika....
Asiu fantastycznie to opisałaś czytałam i tak to czułam jakbym była tam razem z Tobą
OdpowiedzUsuńWspaniałe wspomnienia.
Dziękuję pięknie🍀Cieszę się bardzo, że Joluś podróżujesz razem ze mną❤️👍❤️ Te hiszpańskie wspomnienia są bardzo we mnie żywe, choć to było 20 lat temu📖📚📖Pozdrawiam gorąco❤️🌺❤️
UsuńPrzepiękne wspomnienia , wyjątkowe zdjęcia. Podzielam Twoja miłość do Hiszpanii- kocham tamtejszą kulturę, kuchnie, klimat. Czekam na kolejne posty!
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie🍀
UsuńCieszę się bardzo, że jesteś moją hiszpańską bratnią duszą💚🍀💚
Usuń