O wychowaniu w czasach zarazy - słów kilka....

     Jestem spełnioną mamą, spełnioną babcią, spełnioną pedagożką z bez mała 40 letnim stażem pracy w zawodzie nauczyciela i nauczyciela akademickiego. Z wychowaniem więc mierzyłam się prywatnie i zawodowo. Mogę śmiało powiedzieć, że zarówno w życiu rodzinnym, jak i w życiu szkolnym odniosłam sukces, który był jednak okupiony ciężką pracą. Lata całe zajęło mi poznawanie siebie, poznawanie relacji z samą sobą, "rozgryzanie" zawiłych meandrów ludzkiej psychiki, aby móc zrozumieć drugiego człowieka, zrozumieć tajniki psychologicznych i socjologicznych czynników, wpływających na mechanizmy postaw i zachowań ludzkich. Lata całe doskonaliłam swój warsztat pracy, szczególnie kompetencje komunikacyjne, czy  kompetencje pracy z grupą. Muszę przyznać, że największą trudnością było wdrożenie w życie czy rodzinne, czy szkolne nabytych umiejętności. Jednak krok po kroku, dzień po dniu starałam się to robić, mimo trudu i nie zawsze widocznych rezultatów, których bym sobie życzyła.
     Szybko zrozumiałam, że można zdobywać wiedzę pedagogiczno - psychologiczną, można kształcić umiejętności komunikacyjne i relacyjne, ale to, co człowieka determinuje w tych poczynaniach, to wzorce z domu rodzinnego, które wysysa się z mlekiem matki i od których właściwie nie ma ucieczki, chyba, że mocno bardzo świadomie się postaramy.... Ale, żeby to zrobić, trzeba koniecznie wiedzieć, jakim się chce być człowiekiem, ustalić własną hierarchię wartości, rozumieć swoje emocje, uczucia, postawy... Mnie dodatkowo bardzo interesowało, kim jestem, dlaczego taka jestem, co ukształtowało moje wartości, co mogę zmienić, jak to zrobić, aby być sobą, ale jednak lepszą wersją siebie samej.... Wszystko to potrzebne było, aby właśnie wychowywać...
Zawsze szło mi lepiej w szkole niż w domu. W pracy potrafiłam rozwiązywać najtrudniejsze problemy wychowawcze czy komunikacyjne. Potrafiłam dotrzeć do niemal każdego dziecka czy studenta. W domu mierzyłam się tak, jak wszyscy rodzice, z ogromem negatywnych emocji własnych i domowników, nie pomagał mi w tym mój choleryczny temperament i silna osobowość, której dominacja pewnie była dla nich nie do zniesienia. Ale kiedy moja ukochana córka była w liceum i nasze relacje często eskalowały na wysokim C, szukałam ratunku u koleżanek pedagogów, psychologów, u mojej mamy, u innych mam, bo wiedziałam, że to ja jako rodzic muszę temu zaradzić, że to ja rozdaję karty, to ja jestem krupierem w ruletce zwanej wychowaniem. To wysokie C nie opuszczało naszej relacji bardzo, bardzo długo, ale obie nie poddawałyśmy się i w końcu gdzieś znalazłyśmy złoty środek, który pozwolił nam na dobre, ciepłe, pełne miłości, ale też prawdziwej przyjaźni relacje. Dzisiaj, kiedy moja córka ma 40 lat i jest mamą, a ja za jej sprawą babcią, jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami.
Włochy, Florencja - 2019

     Bywało, jak już pisałam, bardzo różnie w naszych relacjach, ale moja córka, niezależnie od wieku, zawsze była dla mnie świetną towarzyszką do spędzania wolnego czasu. W latach 90. ubiegłego stulecia nie było komórek, komputerów, internetu, rzadko kto miał telefon stacjonarny w domu. W telewizorze dwa programy, ale za to była to epoka magnetowidów - więc można było oglądać filmy na kasetach. Jednak czas wolny dużo trudniej było dobrze zagospodarować. Starałam się bardzo - to teatr, to kino, to wernisaż, to muzeum, to dobra książka, oczywiście moja ukochana opera. Ciągałam Dominikę małą i dużą w róże miejsca kultury, aby chłonęła atmosferę sztuki przez wielkie S. Ale również było wesołe miasteczko, zbieranie kasztanów, żołędzi i kolorowych liści w parku, odwiedziny w cukierni albo w kawiarni. Mając 10 lat była w Teatrze Wielkim w Warszawie na operze "Carmen", mając 12 lat była na musicalu Metro w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, mając 14 lat uczestniczyła systematycznie w wernisażach w Galerii Sztuki Współczesnej w Płocku, mając 16 lat weszła wraz ze mną na Giewont, w klasie maturalnej zaprosiłam moją córkę na elegancką kolację do Petropolu, wtedy najlepszej restauracji w Płocku.... Mogłabym tak wymieniać jeszcze bardzo długo..... Przez całe jej dzieciństwo i młodość nie przyszło mi do głowy, że nie chcę z moim dzieckiem spędzać czasu, najpiękniejsze, co mogło mi się zdarzyć, to uczyć życia i pokazywać jej świat. Zaznaczam, że całe życie zawodowe pracowałam na dwa etaty, a mimo tego zawsze znajdowałam czas, aby wychowywać.... Ale tak było w moim domu rodzinnym, więc ja powtarzałam wzorzec rodzicielski.... I moja córka robi dokładnie to samo, co nie znaczy, że nie ma czasami wszystkiego dość, że nie ma trudności i problemów wychowawczych, ale i ona, i ja i moja mama rolę rodzica stawiałyśmy na pierwszym miejscu. Z rozrzewnieniem wspominam moje wczesne dzieciństwo we Wrocławiu. Do dzisiaj, kiedy jestem w tym mieście, staram się chodzić w miejsca, znane mi z dzieciństwa....
Wielkanoc 2016
     I trochę nie mogę zrozumieć, jak to jest, że wystarczyło dwa miesiące kwarantanny, spowodowanej koronawirusem, aby okazało się, że dzieci wymagają za dużo zachodu, że już nie wystarczy dać jeść, ubrać, kupić laptopa czy komórkę, że trzeba coś temu dziecku zaproponować, dać pozytywne emocje, dobre uczucia, a najważniejsze spędzać z nim czas. Smutno, kiedy dziecko musi konkurować z serialami, ze sklepami, z salonami urody, z bujnym życiem towarzyskim rodziców, itp., itd. Znam wielu świetnych rodziców, którzy inwestują w swoje dzieci nie tylko materialnie, ale również intelektualnie i duchowo, którzy traktują dzieci jako pełnoprawnych członków rodziny, którzy spędzają z nimi czas wolny, którzy w czasach koronawirusa pełnią w domu rolę nauczyciela, pani ze świetlicy, psychologa, wodzireja i chylę przed nimi głowę, ale niestety wiele dzieci zniknęło z systemu oświaty, bo nie ma z nimi kontaktu, wiele chodzi głodnych, bo jedyny ciepły posiłek to był ten w szkole czy w przedszkolu, telefony zaufania grzeją się do czerwoności z powodu przemocy domowej. A mi po prostu pęka serce..... Więc jeżeli wokół siebie widzicie takie dzieci, to nie bądźcie obojętni, nie myślcie, że to nie Wasza sprawa, reagujcie, bo jak nie Wy, to kto???

Komentarze

  1. Joasiu! Bardzo fajny artykuł. Jak zwykle od serca i szczerze. Dobry apel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie❤️Najważniejsze, że wybrzmiały ta szczerość, na tym mi bardzo zależało👍Nie zgrywan się na bohaterkę, która życie ma usłane różami, wiem doskonale, ile pracy kosztuje, aby ciągnąć ten wózek zwany życiem🌺🌼🌺

      Usuń
  2. Pani Joasiu, fajny artykuł, taki z życia w 100 %.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie❤️ Przeszłam w życiu bardzo, bardzo dużo i dobrego i złego, wiem zatem z czym zmagają się ludzie i jak trudno jest ustawić życie na właściwych torach👍🌺👍

      Usuń
  3. Świetny arrykuł, poruszajacy najważniejsze rodzinne sprawy i problemy. Kiedyś, ktoś mądty powiedział,że wychowanie dziecka jest bardzo trudne, nie ma idealnych metod. Jedynie metoda prób i błędów, rozmów, szacunku, przyjaźni i mądrości dorosłych.
    To piękne,że można mieć w córce przyjaciólkę- ja tak mam.
    Z synem też dobre kontakty, oczywiście nie obyło się bez perturbacji.
    A czasy,o których pani pisze były trudne,trzeba było ogarniać pracę, naukę i poświęcać czas dzieciom.
    Dałysmy radę, możemy być dumne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za ten komentarz🌼To dla mnie bardzo ważne, aby czytelnicy identyfikowali się z problemami i sytuacjami zawartymi w tekstach🌼Bardzo ważne, żeby pobudzić do refleksyjności i konstatacji🌼Wyedy to moje pisanie ma sens🌼

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty