Wojaże po legendarnym Syjamie - część I

Część I
   Wyjeżdżamy z Bangkoku, aby ruszyć na zwiedzanie legendarnego Syjamu. Taką nazwę nosiła Tajlandia do 1949 roku. Pierwsi ludzie pojawili się tutaj 30 tysięcy lat temu, więc mamy do czynienia z obszarem, na którym rozkwitały cywilizacje, tworzyły kultury, które przenikały się wzajemnie, dzięki szlakom handlowym, ciągnącym na Półwysep Indyjski, czy Chiny. Początek Tajlandii wiąże się z migracją Tajów z południowo-wschodniej części Chin. Ludność ta dotarła na terytorium obecnego państwa w X - XII wieku. Tajowie opanowali dorzecze Menamu, zasymilowali się z żyjącymi tu Khmerami, ulegając jednocześnie wpływom ich kultury i religii - Buddyzmu. W 1350 roku założyli w dolinie Menamu Ajutthai, stolicę królestwa, które objęło  prawie cały Półwysep Indochiński. W latach 60. XIX wieku, kiedy kolonializm miał się bardzo dobrze, Syjam formalnie to państwo niepodległe, ale realnie uzależnione było od europejskich państw kolonialnych. Dopóki istniały w tym regionie kolonie, dopóty ogromny wpływ ekonomiczny, społeczny,  kulturowy miały  mocarstwa kolonialne - Anglia i Francja. I właśnie to przenikanie się kultury europejskiej i azjatyckiej spowodowało, że magia i aura bajeczności w połączeniu z egzotyczną przyrodą stwarza niepowtarzalne klimatyczne miejsca, które pozwalały się przenieść w inny wymiar zmysłowej percepcji, nieznanej dotąd. Kilka dni zajęło nam zwiedzanie takich miejsc. Przez ten czas starałam się odtworzyć w pamięci choć fragmenty oskarowego filmu "Indochiny" ze  wspaniałą rolą  Catherine Deneuve. Mimo, że akcja filmu toczy się w Wietnamie to klimat i nastrój obrazu jest bardzo bliski  temu, który towarzyszył mi w zwiedzaniu Tajlandii ze względu na koloryt atmosfery i charakter miejsc.
     Jednym z takich miejsc jest pływający targ w Dammoen Saduak. Nie ma przewodnika, nie ma albumu, nie ma filmu o Tajlandii, który ominąłby to miejsce. Godzinkę od Bangkoku, a zupełnie inny świat, inna atmosfera, inny czar.... Niezwykle egzotyczny. Towary można tu kupić z przepływających łodzi, na których znajdziemy owoce, warzywa, placuszki kokosowe, ale też coś gorącego do zjedzenia - ciekawy folklor tego miejsca po prostu zachwyca  niecodziennością.



     Uroku tej wyprawie niewątpliwie dodaje rejs długimi łodziami, z zamontowanymi silnikami, po Klongach - kanałach, które stanowiły w przeszłości alternatywny system komunikacyjny. Po obu stronach kanałów przemykały obrazy, a to wysokich lasów palm kokosowych, a to plantacji rozłożystych bananowców, a to barwnych ogrodów z uprawianymi warzywami, a to ukwieconych domostw. Starałam się uchwycić te widoki, zarówno w zdjęciach, jak i w pamięci, aby móc do nich wracać w pochmurne, deszczowe i zimne dni w Polsce. Dla mnie to bardzo ważne mieć w głowie obrazy, które byłyby równowagą dla takich emocji, jak; smutek, przygnębienie, melancholia, gorycz. To ważne, aby móc do czegoś się odwołać, coś pozytywnego sobie  przypomnieć. Mam taką metodę, że jeżeli nic mi nie przychodzi do głowy z moich własnych przeżyć, to zawsze mogę zamknąć oczy i zwizualizować obrazy moich ukochanych impresjonistów. Muszę przyznać, że parę razy w życiu bardzo mi to pomogło, żeby nie utonąć w czeluściach żalu i rozpaczy. Nagle widzę małą dziewczynkę z czarnymi, długimi,  rozpuszczonymi włosami w nieładzie, w różowo-białej pidżamie, która siedzi na czymś w rodzaju tarasu połączonego z pomostem, wysuniętym na wodę i bacznie przygląda się nam, czyli białym ludziom, którzy w tej części świata są jednak atrakcją. Myślę, jakie ona ma inne dzieciństwo od mojego..... Ona wychowuje się nad wodą wśród przyrody, ja na ruchliwej ulicy przy zajezdni tramwajowej. Ot takie skojarzenia......



     W końcu przychodzi ten moment zwiedzania, na który chyba najbardziej czekam. Ruszamy w stronę   Kanchanaburi, aby zobaczyć most na rzece Kwai i Kolej Birmańską, zwana koleją śmierci. Świetnie jest mi znana historia budowy tej kolei i mostu, który w czasie II wojny światowej miał strategiczne znaczenie. Wychowałam się na micie tej historii i filmu z 1957 roku "Most na rzece Kwai", uhonorowanego siedmioma Oscarami. Wiele lat Polski nie było stać na zakup tego filmu, ale muzyka Malcolma obiegła cały świat, stając się bestsellerem nie tylko muzyki filmowej. Widziałam ten film wiele razy, bo oscarowy, ale też, bo wojenny - bardzo lubię dobre kino wojenne, a szczególnie stare filmy z tego gatunku, pewnie  dlatego, że interesuję się historią.  Wsiedliśmy na bardzo szeroką, zadaszoną tratwę, na której była regularna elegancka restauracja z szafirowymi obrusami i krzesłami w białych pokrowcach, płynęliśmy po rzece Kwai, jedliśmy lunch, w rytm muzyki z filmu - niewiarygodne przeżycie, dla mnie bardzo wzruszające, ale nie tylko mi zakręciła się łezka w oku, kiedy dopływaliśmy do mostu....... Byliśmy również w Muzeum Budowniczych Mostu na Rzece Kwai oraz na cmentarzu jeńców wojennych. Towarzyszyły mi podobne emocje, do tych, kiedy zwiedzałam Izrael. Gdy jestem w takich miejscach, nie wierzę, że to dzieje się naprawdę, że rzeczywiście jest mi dane być, zwiedzać, przeżywać i spełniać moje podróżnicze marzenia. Gdzieś mam kluskę w gardle, pod powieką łzę, w głowie myśli biegną jedna za drugą - jestem po prostu szczęściarą!!!



     Niewątpliwą atrakcją, która kolejny raz ścisnęła moje serce i gardło był przejazd tzw. koleją śmierci, czyli Koleją Birmańską. Linia kolejowa miała długość 415 km i została wybudowana w nieludzkich warunkach przez Japończyków,w czasie II wojny światowej, w latach 1942-1943, kosztem śmierci wielu tycięcy ofiar, zarówno pochodzenia europejskiego, jak i azjatyckiego, szacuje się, że życie straciło 100 tysięcy cywilów i 16 tysięcy wojennych jeńców alianckich. Kolej łączyła tajlandzki Bangkok z birmańskim miastem Raugun, przez co miała kluczowe znaczenie dla japońskiej okupacji Birmy i planowanej ofensywy na Indie Brytyjskie. 2 kwietnia 1945 roku kluczowy punkt linii - most na rzece Kwai - został zbombardowany przez lotnictwo amerykańskie.  Myślę, że wielu  czytelników zadziwia mój tak emocjonalny stosunek do tych wydarzeń, ale wspominałam już, że moim "konikiem" jest historia, również historia II wojny światowej, znam jej przebieg w Europie, ale również na drugiej półkuli, od napadu Japończyków na Pearl-Harbor do zrzucenia przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki. Oczywiście w tym miejscu załącza mi się obraz właśnie "Pearl-Harbor" z 2001 roku, z czterema Oscarami i Złotym Globem. Ale zaraz potem przepiękny film z 2013 roku, również oscarowy 'Droga do zapomnienia" z główną rolą  mojego ukochanego aktora Colina Firtha oraz Nikole Kidman.  Jest to ekranizacja wspomnień angielskiego oficera, który trafia do japońskiej niewoli i zostaje zmuszony do pracy właśnie przy budowie Kolei Birmańskiej. Dzisiaj linia kolei wynosi 130 km, a odcinek od Kanchanaburi do Nam Tok jest udostępniony turystom.


     Był to najbardziej wzruszający i pouczający fragment wyprawy do Azji południowo - wschodniej, gdzie tak, jak wszędzie indziej ludzie pragną pokoju, wolności, miłości i spokojnego, dobrego życia. Tak, jak wszędzie indziej boją się wojny, która za każdym razem zbiera okrutne żniwa. I tylko jest mi niewymownie przykro, że od tamtych wydarzeń nie było ani jednego dnia na świecie bez działań wojennych. Jest to tak smutna i rozpaczliwa refleksja, że po prostu wyć się chce....... I pomyśleć, że człowiek człowiekowi gotuje taaaaaaki los!!!

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy i i napisany takim ładnym językiem post.
    Dowiedziałam się z niego dużo nowych rzeczy. Nie oglądałam nigdy filmu Droga do zapomnienia, a Colin Firth jest także moim ulubionym aktorem.
    Ten post naprawdę dobrze się czyta. Bałam się, że będzie to typowy turystyczny, przeładowany informacjami post.
    Jestem bardzo mile zaskoczona. I tyle tu mądrych refleksji, wykształconej, wrażliwej osoby jaką jest autorka. Do tego śliczne zdjęcia oddające atmosferę Tajlandii. Bardzo mi się podoba. Czekam na kolejne 💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję pięknie za tak pozytywną recenzję😍😍😍Zawsze to świetna motywacja i taka myśl, że to pisanie ma sens😍😍😍Pozdrawiam serdecznie😍😍😍

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty