Bangkok - azjatycka metropolia - część II
Część II
Ruszamy na dalsze zwiedzanie kompleksu, który czaruje budowlami, świątyniami, krużgankami, zielonymi skwerkami i zakątkami. Wszystko baśniowe, magiczne, z innego świata, pełnego estetycznych i emocjonalnych doznań. Piękno samo w sobie!!! Kiedy przebywam w takich miejscach, jestem szczęśliwa, że jest mi to dane, myślę często wtedy, że tak wiele zależy od tego, kiedy i gdzie przyszło nam żyć, przecież właśnie, kiedy ja zwiedzam i karmię swoje zmysły strawą tyle niezwykłą, co rzeczywistą, inni tracą życie w konfliktach zbrojnych albo z zaciszach szpitali, czy hospicjów, matki walczą o kromkę chleba dla głodujących dzieci, a starcy umierają w zaułkach wielkich aglomeracji albo gdzieś daleko od zgiełku ludzkich osad. Nie śmiem nawet narzekać na upał, bąble na stopach, suchość w gardle i zmęczenie równe zmęczeniu maratończyka na mecie!!! Zmuszam się do percepcji wszystkimi zmysłami obrazów, które zatrzymuję na rolce filmu, zwanego pamięcią i na chwilę zapominam o wszystkich niedogodnościach, aby stać się częścią tego magicznego świata. Chodzimy, oglądamy, wtapiamy się w nierzeczywistą rzeczywistość i chłoniemy wszystko jak gąbki z raf koralowych. Oczywiście ogromne wrażenie robi sam Wielki Pałac, wybudowany w latach 1897-1903, w stylu neorenesansowym. Była to oficjalna rezydencja królewska do 1925 roku, dzisiaj Grande Palace spełnia jedynie funkcje reprezentacyjne, wykorzystywany jest do przyjmowania oficjalnych gości rodziny królewskiej, prezydentów i koronowanych głów innych państw.
Oprócz wspaniałych zabytków architektonicznych w kompleksie znajduje się wzorowo utrzymana zieleń, która kusi perfekcyjnym wyglądem, paletą odcieni zielonych barw oraz zapachem przyrody, świetnie wkomponowana w obiekt, co pozwala na potęgowanie doznań i impresji indywidualnych, związanych z tym miejscem. Moim zachwytom nie ma końca.......
Żegnamy się z tym niesamowitym światem, aby zobaczyć i przeżyć coś równie niezwykłego, co przyprawiło mnie o zawrót głowy, a mianowicie Świątynię Leżącego Buddy (Wat Phra Chetuphon). Kompleks zajmuje ponad 8 hektarów powierzchni. Jest to najstarsza świątynia w Bangkoku, starsza od samego miasta, gdyż powstała w XII wieku. Znajduje się tu pozłacana figura Lezącego Buddy o długości 46 m i wysokości 15 m, przedstawiająca Buddę w stanie nirwany. Inkrustowane masą perłowa stopy są ułożone idealnie równo, palce u stóp mają jednakową długość. Wzory na czarnych podeszwach przedstawiają 108 lakszan, czyli pomyślnych znaków, po których można poznać prawdziwego Buddę. Całość robi ogromne wrażenie, zapiera dech, zmusza do refleksji i konstatacji nad uduchowieniem człowieka, który potrzebuje sacrum i profanum, aby stać się istotą kompletną.
Wychodzimy z kaplicy Leżącego Buddy, tyle wrażeń, tyle doznań, tyle baśniowych przeżyć, tyle filozoficznych wizualizacji, że przez chwilę nie zauważam palącego słońca i parnej pogody, ale szybko nie mam czym oddychać, a lekkie, przewiewne ubrania są wilgotne i lepią się do skóry, bez przerwy piję, bez przerwy płynem dezynfekującym myję ręce, bez przerwy nawilżam moje spuchnięte stopy, a to dopiero połowa dnia!!! Jeszcze przed nami rejs po Klongach - rejs łodzią po kanałach, które stanowiły w przeszłości alternatywny system komunikacyjny Bangkoku, rynek kwiatowy w Chinatown, wizyta w skansenie Bangkoku, a na koniec dnia - widowisko artystyczne w teatrze. Aniołowie miejcie mnie w swojej opiece......
Bangkok, około godz. 9 rano, z nieba leje się mokry upał, wilgotność dla mnie nie do wytrzymania, jestem cała mokra, najwygodniejsze lekkie, odkryte buty obcierają stopy, włosy lepią się do kapelusza, bezustannie chce mi się pić!!! Wiem jednak, że ten zabytek jest wart wszystkiego!!! Zwiedzanie Kompleksu Wielkiego Pałacu (Grand Palace) zaczynamy oczywiście od Świątyni Szmaragdowego Buddy (Wat Phra Kaeo), wybudowanej w 1789 roku, uważanej za najświętszą, najpiękniejszą i najwyższą świątynię Bangkoku. Jest to święte miejsce modlitw i pielgrzymek, oczywiście nie muszę dodawać, że Buddyzmu.
![]() |
Na pierwszym planie Złota Czadi, w głębi Świątynia Szmaragdowego Buddy |
Do świątyni prowadzi szeroka droga, którą ciągną pielgrzymi i turyści, dorośli i dzieci, kobiety i mężczyźni, Azjaci i Europejczycy, wszyscy idą zobaczyć świątynię, a w niej największą relikwię tajlandzkich buddystów, posążek Szmaragdowego Buddy, który ma takie znaczenie w Tajlandii, jak u nas obraz Czarnej Madonny na Jasnej Górze. Dla mnie inna religia, inna wiara, ale aura sacrum ta sama. Pewnie myśli tak znakomita większość zwiedzających, widzę skupione twarze, pełne powagi, refleksji i wewnętrznej ciszy..... Nawet dzieci jakoś mniej marudzą i nie rozrabiają, chyba udziela się im ten nastrój, który każe dać choć na chwilę wytchnienia rodzicom, którzy z uporem maniaka, w dobrym tego słowa znaczeniu, pokazują swoim pociechom świat, ucząc ich w ten sposób tolerancji, otwartości i szacunku do tego, co inne, nie znaczy to, że gorsze czy złe. Nagle jakiś chłopiec, w wieku mojego wnuka, pyta ojca: czy ci ludzie też będą zbawieni??? Szokuje mnie mądra odpowiedź: zbawieni synu zostaną Ci, którzy mądrze, dobrze i z miłością wykorzystają swoje życie, niezależnie od wiary..... Po prostu zaniemówiłam.... Jako stary pedagog nie mogłam sobie odmówić pogratulowania mężczyźnie sposobu wychowywania swojej latorośli, szeptem wymieniliśmy parę zdań na temat religioznawstwa i te parę zdań było ogromną wartością dodaną tej chwili, tej godziny, tego dnia, a nawet całej podróży...... mistyczne parę zdań...... Do środka świątyni wchodzę wysokimi schodami, na zewnątrz zostawiam, zresztą jak wszyscy, buty. Do świątyń i nie tylko nie wchodzi się w butach, obowiązuje ustalony dress-code, szczególnie dla kobiet, mężczyźni muszą mieć długie spodnie, więc mój Mężuś zachwycony, gdyż krótkie spodnie, klapki, dla niego tylko na plażę. Bardzo to w nim lubię, bardzo!!! Święty Szmaragdowy Budda (45-centymetrowy) spogląda na nas z góry, ponieważ umieszczony jest na cokole ze złota z baldachimem o pięciu parasolach. Sam posążek jest niewielkich rozmiarów, ale wykonany z jednego kawałka jadeitu. Kiedy w 1434 roku go odnaleziono, uznano, że jego tworzywem jest szmaragd, stąd nazwa.
Moją uwagę zwróciła posadzka w świątyni, cała wykonana ze srebrnych, misternie ułożonych płytek oraz malowidła na ścianach, przedstawiające sceny z życia Buddy. Po wyjściu ze świątyni można zatrzymać się przy misach z wodą, w których pływają kwiaty. Spełniają taką rolę, jak u nas woda święcona, każdy może podejść, wziąć kwiat i pokropić się na szczęście, dzięki czemu osiągnie dobrostan nirwany. Oczywiście trzeba to zrobić, trzeba korzystać z każdej możliwości, aby dać szczęściu szansę nas uszczęśliwić.
Oprócz wspaniałych zabytków architektonicznych w kompleksie znajduje się wzorowo utrzymana zieleń, która kusi perfekcyjnym wyglądem, paletą odcieni zielonych barw oraz zapachem przyrody, świetnie wkomponowana w obiekt, co pozwala na potęgowanie doznań i impresji indywidualnych, związanych z tym miejscem. Moim zachwytom nie ma końca.......
Żegnamy się z tym niesamowitym światem, aby zobaczyć i przeżyć coś równie niezwykłego, co przyprawiło mnie o zawrót głowy, a mianowicie Świątynię Leżącego Buddy (Wat Phra Chetuphon). Kompleks zajmuje ponad 8 hektarów powierzchni. Jest to najstarsza świątynia w Bangkoku, starsza od samego miasta, gdyż powstała w XII wieku. Znajduje się tu pozłacana figura Lezącego Buddy o długości 46 m i wysokości 15 m, przedstawiająca Buddę w stanie nirwany. Inkrustowane masą perłowa stopy są ułożone idealnie równo, palce u stóp mają jednakową długość. Wzory na czarnych podeszwach przedstawiają 108 lakszan, czyli pomyślnych znaków, po których można poznać prawdziwego Buddę. Całość robi ogromne wrażenie, zapiera dech, zmusza do refleksji i konstatacji nad uduchowieniem człowieka, który potrzebuje sacrum i profanum, aby stać się istotą kompletną.
Wychodzimy z kaplicy Leżącego Buddy, tyle wrażeń, tyle doznań, tyle baśniowych przeżyć, tyle filozoficznych wizualizacji, że przez chwilę nie zauważam palącego słońca i parnej pogody, ale szybko nie mam czym oddychać, a lekkie, przewiewne ubrania są wilgotne i lepią się do skóry, bez przerwy piję, bez przerwy płynem dezynfekującym myję ręce, bez przerwy nawilżam moje spuchnięte stopy, a to dopiero połowa dnia!!! Jeszcze przed nami rejs po Klongach - rejs łodzią po kanałach, które stanowiły w przeszłości alternatywny system komunikacyjny Bangkoku, rynek kwiatowy w Chinatown, wizyta w skansenie Bangkoku, a na koniec dnia - widowisko artystyczne w teatrze. Aniołowie miejcie mnie w swojej opiece......
Gratuluję i dziękuję za przypomnienie moich tam wakacji!
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie😁 Fajnie, że moje teksty uruchamiają wspomnienia, a co za tym idzie budują pozytywny nadtrój😍😍😍
Usuń