Upojny wieczór w Picantino - włoskiej knajpce!!!

     Od kilkunastu dni dzieje się w moim życiu pięknie!


     Chrześniaczka Patrycja przygotowuje się do obrony pracy inżynierskiej na SGGW w Warszawie. Od dwóch semestrów była na Erasmusie w Czeskiej Pradze, w której otrzymała kontrakt na czas nieokreślony w międzynarodowej firmie ABInBev, mającej swoje siedziby na całym świecie. Starała się tam o staż, a potem gdy go otrzymała, pracowała za  darmochę trzy miesiące. 22 - letnia dziewczyna tak świetnie się spisała na tym stażu, że otrzymała pracę za drogie pieniądze!!! Można??? Można!!! Więc postanowiłam stworzyć jej komfortowe warunki do nauki i fizyczne, i psychiczne, bo czeka ją jeden z najważniejszych dni w życiu - obrona pracy inżynierskiej. Nasze życie toczy się między nauką, a przygotowaniami do podróży do Tajlandii. Każda z nas ma swoje życie, swoje sprawy, swoje cele, swoje zobowiązania, ale żeby nie zwariować, robimy sobie małe przyjemności, no, czasami też duże.......😋😋😋


         Dzisiaj zaprosiłam Patrycję do Picantino - małej włoskiej knajpki, prowadzonej przez małżeństwo, rasowej blond Polki i Włocha z Calabrii. Jest to miejsce tak klimatyczne, tak nastrojowe, tak ciepłe i miłe, że spędzony tam czas to czas szczególny pod każdym względem. Już to, że w Picantino miałyśmy zarezerwowany  dwuosobowy stolik, że karta menu to mnóstwo włoskich potraw, że do tych potraw serwowane są włoskie wina białe  i czerwone, że deser i kawusia zupełnie przenosi nas w świat Półwyspu Apenińskiego, że muzyka włoska otula swoim urokiem i wdziękiem, że właściciel Włoch  i równocześnie szef kuchni zaczarowuje te potrawy, dając  poczucie magii, dzięki której wtapiamy się w zaczarowany świat w wielowymiarowym obrazie Calabrii.


     Dzisiaj wielki dzień - Patrycja jest moim gościem, chcę uczcić jej kontrakt i stworzyć atmosferę do obrony pracy inżynierskiej. Wiem, ile to stresu, frustracji, lęku i niepokoju. Wiem, ile drżeń serca, ile myśli niekoniecznie pozytywnych, ile smutku z niewiadomej......



     Wiem, bo wielokrotnie wspierałam moich studentów, moich znajomych, ale przede wszystkim moją Córuchnę, która studiowała kulturoznawstwo na specjalności filmoznawstwo. Niby wszyscy studiują, niby wszyscy się uczą, ale są to takie wyrzeczenia, taki stres, takie nerwy, że sukces jest drogo opłacony. Bardzo imponują mi ludzie, którzy wszystkimi siłami dążą do zdobycia wykształcenia, idą do przodu, realizują swoje marzenia, cele, plany..... Szczególnie kobiety, które muszą wykazać dużo hartu ducha, aby móc zawodowo się spełniać i po prostu robić tzw. karierę. Mam to szczęście, że właśnie takimi kobietami, bardzo charyzmatycznymi się otaczam. To moja córuchna, która skończyła trzy fakultety studiów i obecnie jest menagerem w mBanku, a po drodze założyła rodzinę, urodziła mi wnuka, wprawdzie wcześniaka, który wymagał niebywałej determinacji i samozaparcia rodziców, sąsiadeczka zza ściany, która przekwalifikowała się, osiem lat studiowała, pracując, ogarniając rodzinę i w międzyczasie rodząc kolejne dziecko, Viola, kosmetyczka - masażysta, która zaczynała kompletnie od niczego, a dzisiaj piękny salon, rodzina, dwie córeczki, Ilona z Wrocławia, która studiuje kolejny kierunek, ale też pracuje na dwa etaty, bo nie umie brać pieniędzy na swoje osobiste potrzeby od ojca, którego absolutnie stać na to, aby ją finansować w całości, Magda z Olecka, małej miejscowości na Mazurach, po maturze pracowała u ojca, aby zarobić na studia w Londynie, gdzie skończyła reżyserię i produkcję filmową, a teraz pracuje tam w zawodzie, może to nie są jeszcze prestiżowe prace, ale jednak... I właśnie Patrycja, która mi po prostu zaimponowała swoim uporem, determinacją i tytaniczną pracą.....  Wszystkie te kobiety niezależnie od wieku stały się dla mnie ogromną motywacją, bo chcieć to móc i tyle.


     Wracam do Picantino, gdzie odpłynęłyśmy we włoski świat pod każdym względem: zapachy finezyjne, potrawy pobudzające kubki smakowe do tego stopnia, że przeżywałyśmy po prostu euforię zmysłów, podkręcaną calabryjskim wnętrzem, w którym ze ścian spoglądały  gwiazdy włoskiej kultury i sztuki, puszczając do nas oko. Muzyczne hity  Italii dopełniały tę wyjątkową atmosferę. I to czerwone wino w karafce..... o intensywnej, głębokiej  barwie i interesującym smaku,  które stworzyło ten wieczór upojnym i czarującym czasem. Wisienką na torcie była adoracja nas ze strony właściciela, który podał nam  likier limoncello gratis i nawet się z nami napił, długo z nami rozmawiał, czym uświetnił naszą celebrację. A my kobiety spełnione z różnicą wieku bez mała 40 lat płynęłyśmy po morzu niekończącej się rozmowy łodzią marzeń do najskrytszych życiowych  pragnień.


     W domu jeszcze prosecco z truskawkami i świat zawirował swym oszałamiającym pięknem.....

Komentarze

  1. Z nostalgią wspominam wyjście do Piccantino🍹🍷🥤Potem koronawirus i moje życie kulturalno-towarzyskie stanęło w miejscu😭😭😭

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak w Piccantino ja także tego wieczoru świętowałam z moją niebieską drużyną. A teraz siedzimy w domu ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty