Bangkok - azjatycka metropolia - część I
Część I
Po 9,5 godz. lotu lądujemy w Bangkoku. Lotnisko nie zachwyca. Zresztą po pobycie na lotnisku w Dubaju i korzystaniu z linii Emirates poprzeczka jest tak wysoko podniesiona, że nie sądzę, aby którekolwiek z azjatyckich lotnisk mnie pozytywnie zszokowało. Wychodzimy na zewnątrz, gwałtownie uderza w nas gorące, wilgotne powietrze. Od pierwszej minuty wiem, że ta wilgotność będzie dla mnie nie do zniesienia. Zaczynam się pocić, w ciągu kilku minut mam wrażenie, że cała się lepię, że jestem po prostu brudna. Z opresji ratuje mnie klimatyzowany autobus, którym dojeżdżamy do hotelu Bangkok Palace.
Ogromny, dobrze utrzymany i niemalże pusty. To efekt korona-wirusa!!! Chiny szczelnie zamknęły granice, a to właśnie Chińczycy w Tajlandii stanowią podstawową i najbogatszą grupę turystyczną. Tajlandia dla Chińczyków jest jak Majorka dla Niemców czy Teneryfa dla Anglików. Gdziekolwiek jesteśmy, jest błoga cisza, spokój i po prosu kameralna atmosfera..... I to jest wartość dodana tej podróży. We wszystkich hotelach dostajemy bardzo dobre pokoje, bo większość z nich jest niezamieszkała, nigdzie nie brak leżaków przy basenach, nie ma tłoku w restauracjach hotelowych i tych w mieście. Pierwszy raz w życiu w tak turystycznym regionie widzę, co oznacza brak prestiżowego klienta. Tajowie są załamani, ciąży nad nimi widmo bankructwa w gałęzi turystycznej. W samej Tajlandii są wprawdzie podjęte środki ostrożności, ale to 70 - milionowy naród, a zachorowań odnotowano 20, wszyscy to podróżni z Chin. Większość z chorych została już wyleczona. Nie było żadnego przypadku śmiertelnego, spowodowanego korona-wirusem. Jest bezpiecznie pod każdym względem, pod tym też. Zresztą tu służba zdrowia, w przeciwieństwie do Polski, stoi na bardzo wysokim poziomie. Każdy Taj ma do niej dostęp w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Organizacja systemu do pozazdroszczenia.
Ogromny, dobrze utrzymany i niemalże pusty. To efekt korona-wirusa!!! Chiny szczelnie zamknęły granice, a to właśnie Chińczycy w Tajlandii stanowią podstawową i najbogatszą grupę turystyczną. Tajlandia dla Chińczyków jest jak Majorka dla Niemców czy Teneryfa dla Anglików. Gdziekolwiek jesteśmy, jest błoga cisza, spokój i po prosu kameralna atmosfera..... I to jest wartość dodana tej podróży. We wszystkich hotelach dostajemy bardzo dobre pokoje, bo większość z nich jest niezamieszkała, nigdzie nie brak leżaków przy basenach, nie ma tłoku w restauracjach hotelowych i tych w mieście. Pierwszy raz w życiu w tak turystycznym regionie widzę, co oznacza brak prestiżowego klienta. Tajowie są załamani, ciąży nad nimi widmo bankructwa w gałęzi turystycznej. W samej Tajlandii są wprawdzie podjęte środki ostrożności, ale to 70 - milionowy naród, a zachorowań odnotowano 20, wszyscy to podróżni z Chin. Większość z chorych została już wyleczona. Nie było żadnego przypadku śmiertelnego, spowodowanego korona-wirusem. Jest bezpiecznie pod każdym względem, pod tym też. Zresztą tu służba zdrowia, w przeciwieństwie do Polski, stoi na bardzo wysokim poziomie. Każdy Taj ma do niej dostęp w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Organizacja systemu do pozazdroszczenia.
Bangkok to 14 milionowe miasto, ogromna, rozległa aglomeracja, pełna kontrastów ekonomicznych, infrastrukturalnych, społecznych, itp. Z jednej strony luksusowe, nowoczesne dzielnice drapaczy chmur, gdzie prym wiedzie finansjera, „obrzydliwie” bogaci Azjaci, urzędnicy, ludzie, uprawiający cenione zawody: prawnicy, lekarze, nauczyciele, itp., ludzie powiązani z rodziną królewską i rządem, z drugiej, biedni Tajowie, którzy żyją trochę ponad granicę ubóstwa. Ale mam nieodparte wrażenie, że Ci ludzie po prostu mają taki styl życia i bycia, charakteryzujący się niechlujstwem, brudem i wszechobecnym bałaganem. Przecież bieda nie oznacza syfu, a tu jednak tak!!! Życie toczy się na ulicach, które zastawione są czymś w rodzaju pomieszczeń, zbudowanych z czego się da, drewna, blachy, jakichś płyt, jakichś desek, a od ulicy odgradza je płachta to brezentowa, to foliowa, to z grubego materiału, oczywiście wszystko dla Europejki zaniedbane, brudne, nieestetyczne. W tych pakamerach Tajowie handlują czym się da, prowadzą garkuchnie, bo chyba knajpki to za duże słowo, po prostu żyją całymi rodzinami. Kolorytu temu obrazowi dodaje niekończący się sznur samochodów luksusowych, lśniących metalicznym lakierem i niebywałą wręcz czystością. O ile przeciętni Tajowie nie przywiązują wagi do mieszkania, jego wystroju, czy mebli, o tyle samochody są ich miłością. Po ulicach jeżdżą przede wszystkim Toyoty, różnego typu i kalibru, ale też Hondy, BMW, czy Mercedesy. Są tak zadbane, tak, wypieszczone, że na jednej ulicy - chodnik, a jezdnia to dwa różne światy.
Tajowie to nacja niska, szczupła, oczywiście o azjatyckich cechach urody, młode Tajki o filigranowych figurach mają wdzięczne, dziewczęce buzie, a wszystkich charakteryzuje szczery, życzliwy, szeroki uśmiech. Uwielbiam ludzi uśmiechniętych, więc bardzo szybko udaje się im skraść moje serce, tym bardziej, że wraz z tym uśmiechem idzie w parze kultura osobista i niebywała grzeczność charakterystyczna dla Dalekiego Wschodu. Przy powitaniach, pożegnaniach, przeprosinach, czy podziękowaniach Tajowie składają ręce tak, jak my do modlitwy, podnoszą do środka twarzy od czoła, poprzez nos, usta do brody. Tak mi się to podoba, że staram się robić to samo, szanując ich zwyczaje.
Zwiedzanie Bangkoku zaczynamy od Złotego Buddy, którego posąg znajduje się w świątyni Wat Traimid, wybudowanej specjalnie dla niego w latach pięćdziesiątych XX wieku. Już sama świątynia z zewnątrz robi piorunujące wrażenie, tym większe, że jest to pierwszy zabytek dalekowschodni, który widzę na żywo. Przyznam szczerze, że kultura, architektura i sztuka Dalekiego Wschodu nigdy mnie nie fascynowała tak, jak europejska czy arabska. Wydawała mi się i w formie, i w barwach trochę kiczowata, a nawet jarmarczna. W ogóle Daleki Wschód to nie do końca moja bajka, aż do teraz......
W środku posąg Złotego Buddy, wykonany z 24 karatowego złota, największy na świecie, wysokość to 3 metry, waga - ponad 5 ton. Niesamowite wrażenie!!! Przed posągiem siedzą po turecku, jego wyznawcy i medytują, czyli po naszemu modlą się. W świątyni panuje wyjątkowa cisza oraz podniosły nastrój świętości, który mnie się również udziela. Niezwykle lubię odwiedzać takie miejsca, niezależnie od religii ich wyznawców, gdyż właśnie tam nagromadzona przez dziesiątki lat energia i aura sakrum pozwala na znalezienie czakry, czyli ośrodka energetycznego w ciele człowieka, gdzie krzyżuje się wiele kanałów energetycznych i gromadzi się energia prana, czyli powszechna siła życia. Odwiedziłam takich świętych miejsc wiele, przede wszystkim naszą Jasną Górę, Watykan w Rzymie, Ścianę Płaczu czy Golgotę w Jerozolimie, gdzie nad arabskim sukiem od 2000 tysięcy lat unosi się mistyczna aura ukrzyżowania i zmartwychwstania Jezusa, Meczet Hassana ll w Casablance, czy największy i najdroższy meczet świata - Wielki Meczet Szejka Zajida w Abu Dhabi. Takich miejsc oczywiście jest dużo więcej, w każdym z nich czułam, jakbym otrzymywała duchową strawę i karmiłam się sacrum świątyni, rozmodlonych w niej ludzi i swoim własnym, aby dokonać rozwoju duchowego, który jest potrzebny człowiekowi do życia, jak powietrze. We wszystkich tych miejscach widziałam ludzi, pełnych nadziei, którzy głęboko wierzą, że poprzez swoją religijność osiągną spokój wieczny na tamtym świecie. I niech się spełni.
Ruszamy w dalszą drogę, aby zwiedzić niewątpliwie najwspanialszy zabytek w Bangkoku, a mianowicie kompleks Wielkiego Pałacu Królewskiego, który był oficjalną siedzibą króla Tajlandii od XVII wieku do połowy XX wieku. Jego budowę zapoczątkował król Rama I. Cały kompleks położony jest na ponad 20 hektarach i otoczony ponad 19 - kilometrowym murem.
Choćby obejrzało się dziesiątki zdjęć, filmów, choćby przeczytało się o tym obiekcie dokładne informacje, dotyczące historii, sztuki, estetyki, itp., to wejście do pałacowego kompleksu jest przeżyciem tak wstrząsającym i oszałamiającym, że człowiek w ogóle nie wie, czy to jawa, czy sny baśniowe, czy to wszystko jest fantasmagorią czy może nie??? Przez długą chwilę stałam jak wryta!!! W swoim długim życiu byłam w wielu wyjątkowych miejscach, widziałam różnorakie wspaniałości, ale ten obiekt mnie po prostu powalił..... Tam trzeba być, to trzeba zobaczyć!!!
Tajowie to nacja niska, szczupła, oczywiście o azjatyckich cechach urody, młode Tajki o filigranowych figurach mają wdzięczne, dziewczęce buzie, a wszystkich charakteryzuje szczery, życzliwy, szeroki uśmiech. Uwielbiam ludzi uśmiechniętych, więc bardzo szybko udaje się im skraść moje serce, tym bardziej, że wraz z tym uśmiechem idzie w parze kultura osobista i niebywała grzeczność charakterystyczna dla Dalekiego Wschodu. Przy powitaniach, pożegnaniach, przeprosinach, czy podziękowaniach Tajowie składają ręce tak, jak my do modlitwy, podnoszą do środka twarzy od czoła, poprzez nos, usta do brody. Tak mi się to podoba, że staram się robić to samo, szanując ich zwyczaje.
Zwiedzanie Bangkoku zaczynamy od Złotego Buddy, którego posąg znajduje się w świątyni Wat Traimid, wybudowanej specjalnie dla niego w latach pięćdziesiątych XX wieku. Już sama świątynia z zewnątrz robi piorunujące wrażenie, tym większe, że jest to pierwszy zabytek dalekowschodni, który widzę na żywo. Przyznam szczerze, że kultura, architektura i sztuka Dalekiego Wschodu nigdy mnie nie fascynowała tak, jak europejska czy arabska. Wydawała mi się i w formie, i w barwach trochę kiczowata, a nawet jarmarczna. W ogóle Daleki Wschód to nie do końca moja bajka, aż do teraz......
W środku posąg Złotego Buddy, wykonany z 24 karatowego złota, największy na świecie, wysokość to 3 metry, waga - ponad 5 ton. Niesamowite wrażenie!!! Przed posągiem siedzą po turecku, jego wyznawcy i medytują, czyli po naszemu modlą się. W świątyni panuje wyjątkowa cisza oraz podniosły nastrój świętości, który mnie się również udziela. Niezwykle lubię odwiedzać takie miejsca, niezależnie od religii ich wyznawców, gdyż właśnie tam nagromadzona przez dziesiątki lat energia i aura sakrum pozwala na znalezienie czakry, czyli ośrodka energetycznego w ciele człowieka, gdzie krzyżuje się wiele kanałów energetycznych i gromadzi się energia prana, czyli powszechna siła życia. Odwiedziłam takich świętych miejsc wiele, przede wszystkim naszą Jasną Górę, Watykan w Rzymie, Ścianę Płaczu czy Golgotę w Jerozolimie, gdzie nad arabskim sukiem od 2000 tysięcy lat unosi się mistyczna aura ukrzyżowania i zmartwychwstania Jezusa, Meczet Hassana ll w Casablance, czy największy i najdroższy meczet świata - Wielki Meczet Szejka Zajida w Abu Dhabi. Takich miejsc oczywiście jest dużo więcej, w każdym z nich czułam, jakbym otrzymywała duchową strawę i karmiłam się sacrum świątyni, rozmodlonych w niej ludzi i swoim własnym, aby dokonać rozwoju duchowego, który jest potrzebny człowiekowi do życia, jak powietrze. We wszystkich tych miejscach widziałam ludzi, pełnych nadziei, którzy głęboko wierzą, że poprzez swoją religijność osiągną spokój wieczny na tamtym świecie. I niech się spełni.
Ruszamy w dalszą drogę, aby zwiedzić niewątpliwie najwspanialszy zabytek w Bangkoku, a mianowicie kompleks Wielkiego Pałacu Królewskiego, który był oficjalną siedzibą króla Tajlandii od XVII wieku do połowy XX wieku. Jego budowę zapoczątkował król Rama I. Cały kompleks położony jest na ponad 20 hektarach i otoczony ponad 19 - kilometrowym murem.
Choćby obejrzało się dziesiątki zdjęć, filmów, choćby przeczytało się o tym obiekcie dokładne informacje, dotyczące historii, sztuki, estetyki, itp., to wejście do pałacowego kompleksu jest przeżyciem tak wstrząsającym i oszałamiającym, że człowiek w ogóle nie wie, czy to jawa, czy sny baśniowe, czy to wszystko jest fantasmagorią czy może nie??? Przez długą chwilę stałam jak wryta!!! W swoim długim życiu byłam w wielu wyjątkowych miejscach, widziałam różnorakie wspaniałości, ale ten obiekt mnie po prostu powalił..... Tam trzeba być, to trzeba zobaczyć!!!
Super Wycieczka tesknie za Bangokiem , pozdrawiam Pani Student Maciej Baw sie dobrze Joasiu!
OdpowiedzUsuńMiałeś rację Maciusiu,Tajlandia jest wyjątkowa!!! Dobrze, że się tutaj wybrałam, też dzięki Tobie przecież😃😃😃
UsuńDziękuję, byłam z Tobą na wycieczce /ale Ty o tym nie Wiesz/świetny opis. Tak trzymaj. Gorąco pozdrawiam. Buziaki. PA. Maria M.
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki!!! Takie recenzje mnie uskrzydlają, motywują i pozwalają wierzyć, że to, co robię ma sens!!! Buziaki
Usuń